Kolejna, piąta wydana w tym roku książka Remigiusza Mroza
przenosi nas do austriackiego dworku z początków XX wieku, który staje się tłem
do kryminalnych manipulacji, rodzinnych rozgrywek i typowych dla autora nagłych
zwrotów akcji.
Erik Landecki, miejscowy rozrabiaka i syn zmarłej niedawno mieszkanki
pobliskiej wsi, nieoczekiwanie otrzymuje pracę pucybuta na dworze Raisental,
należącym do szlacheckiej rodziny von Reigner. Pan domu, dumny i władczy baron
Hendrik von Reigner ma dwóch synów, starszego Juliusa, na którym spoczywa obowiązek
zapewnienia ciągłości roku, a który jednocześnie jest nieodpowiedzialnym
hulaką, niedającym rękojmi prawidłowego zarządzania rodową fortuną oraz
młodszego Marca-Oliviera, który choć zupełnie inny niż brat, sam również ma
jedną wadę – zupełnie nieodpowiednią narzeczoną Sophie. Kiedy pierwszej nocy po
zatrudnieniu Erika, dziedzic rodu zostaje znaleziony zamordowany we własnej
komnacie, cała odpowiedzialność za śmierć panicza spada na nowoprzybyłego
pucybuta. Na pytanie kto i dlaczego zabił Juliusa będzie musiał odpowiedzieć
Erik, którego życie zależeć będzie od rozwiązania kryminalnej zagadki.
Jak zwykle przy opisywaniu kryminału powyższy opis
to dopiero zalążek fabuły. I choć książka jest przyjemna w odbiorze i czyta się
ją bardzo dobrze, jest to jednocześnie najsłabsza z przeczytanych przeze mnie
powieści autora. Tym razem mam bowiem wrażenie, że historia okazała się
nieskładna. Niejasne rozwiązania prawne dotyczące dziedziczenia (tutaj nie
wchodzę zbyt głęboko, rozbiorowe przepisy prawne do dzisiaj są koszmarem
wszystkich prawników zajmujących się regulowaniem sytuacji prawnych
nieruchomości i prawem spadkowym), nagłe zwroty akcji, które nie zostały
wyjaśnione w książce i tak naprawdę nie wiadomo, czy są one dziełem przypadku
czy intrygą bohaterów, a wreszcie nierozwiązana zagadka kryminalna i zupełnie
nierealne zakończenie – to wszystko sprawia, że książka do najlepszych tego
autora nie należy.
Żałuję, że Remigiusz Mróz nie popracował bardziej nad
sylwetkami bohaterów, ponieważ tym razem zamiast wyrazistych postaci w typie
Chyłki, Frosta czy Leitnera otrzymaliśmy płaską Sophie, nijakiego Erika, czy
wreszcie postać Öllego, o którym chyba nawet sam autor nie wie, czy należał w
końcu do tych dobrych, czy też złych.
Niestety, W cieniu prawa mnie zawiodło i to pomimo tego, iż
napisana została w jednym z moich ulubionych gatunków literackich. O tym, że
autor potrafi pisać świetne książki historyczne świadczy chociażby trylogia
Parabellum, którą uważam za jedną z lepszych w
wykonaniu autora i tak naprawdę trudno mi powiedzieć, co zawiniło tym razem.
Zbyt wiele zwrotów akcji? Nie sądzę, bo i tę sztukę autor opanował od perfekcji
– zazwyczaj potrafi niesamowicie zaplątać fabułę i wyjść z tego obronną ręką.
Tym razem jednak zbyt wiele wątków pozostało otwartych, a rozwiązania tych
zamkniętych zupełnie do mnie nie przemawiają.
Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że książkę, jak to
zwykle w przypadku tego autora, czytało mi się bardzo dobrze. Lekka kryminalna
historia osadzona w ciekawych czasach, ma naprawdę spory potencjał i żałuję, że
autor nie poświęcił jej nieco więcej czasu i uwagi. W żaden sposób nie wpływa
to jednak na pozycję Remigiusza Mroza na liście moich ulubionych polskich
autorów, gdzie póki co pozostaje niezagrożony. A że kolejna część przygód
Chyłki ma pojawić się w księgarniach już niedługo, mam nadzieję, że w te
wakacje zostanę jeszcze zmrożona;)
Ciekawa opinia... Jeśli takie jest Twoje zdanie ja pewnie pogubię się w rozpoczętych wątkach. Co do Książek mam dziwne podejście - nie wiem czy zaczynać czy nie...
OdpowiedzUsuńHmmm, myślę, że przeczytam ten kryminał, chociażby dlatego, że akcja rozgrywa się w Galicji, gdzie mieszkam ;)
OdpowiedzUsuńmyślę, że Ci się spodoba:) to dobra książka, choć w porównaniu z innymi tego autora wypada słabiej
Usuńzastanawiam się nad tym kryminałem, jednak nie jest na najwyższej pozycji Must have Must read... to historyczne tło mnie jakoś powstrzymuje
OdpowiedzUsuń