Macie czasem tak, że książka zdaje się być napisaną
specjalnie dla Was? Z interesująco zarysowana w opisie fabułą, do tego wydana
przez wydawnictwo, którego książki cenicie i z elektryzującą, wiosenną okładką?
W przypadku Mediatorki Ewy Zdunek miałam wrażenie, że dokładnie na taką
książkę trafiłam. Niestety, pozory mylą, a ja po przeczytaniu 143 stron
stwierdziłam, że dalej czytać już nie będę.
Wcześniejszych książek autorki nie znam i przyznam szczerze,
że jej nazwisko było mi dotychczas zupełnie obce. Zaintrygował mnie jednak przesłany
przez wydawcę opis i stwierdziłam, że chętnie przeczytam o kulisach sądowych spraw
z nieco innej perspektywy, niż ta Joanny Chyłki. Temat mediacji, ostatnio niezwykle
promowanej w wymiarze sprawiedliwości i znanej mi z własnych zawodowych doświadczeń,
dotychczas nie pojawił się w żadnej z przeczytanych przeze mnie książek i tym
chętniej zamówiłam tytuł do recenzji.
Mediatorka to opowieść o Marcie Kołodziej, która w ramach
wykonywanej pracy pomaga rozwiązywać problemy swoich klientów, a w życiu
prywatnym sama musi zmierzyć się z traumą rozwodu i walki o dzieci. I o ile już
liczba nieszczęść i niewyjaśnionych wypadków, którym ulegają bohaterowie, wydaje
się mocno przesadzona, tak sam wątek potencjalnego uprowadzenia dzieci przez
ich ojca i zachowania bohaterki w tym kontekście całkowicie zniechęca mnie do
lektury. Nie robi ona praktycznie nic, a przynajmniej żadne z jej działań nie
jest opisane w książce. Mamy za to zabawne przygody zaprzyjaźnionego kominiarza
i niezliczone opisy picia przez Martę herbaty w przeróżnych towarzyskich i
zawodowych okolicznościach. Kiedy bohaterka – ni z gruszki, ni z pietruszki, zakochała
się w ledwo znanym jej lekarzu, który podczas wcześniejszych spotkań zupełnie
nie wzbudzał jej zainteresowania – postanowiłam odpuścić.
Autorka miała ciekawy pomysł na fabułę tej książki, jednak
jego realizacja poszła zdecydowanie gorzej. Skupiła się ona na zupełnie nieistotnych
i pobocznych wątkach, te najistotniejsze, stanowiące sedno życia głównej
bohaterki, pomijając lub opisując dosłownie jednym zdaniem. Postacie przyjaciół
Marty wykreowane zostały w interesujący sposób, nie pozbawiony wyrazistości i elementów
humorystycznych. Ale znowu – kominiarz Zbyszek, który początkowo wyłącznie podkochuje
się w urodziwej współpracowniczce, nagle się już z nią spotyka. A niemal wprost
ze szpitala wraca do pracy i… spada z dachu (znowu fajna, zabawna scena!) łamiąc
rękę i nogę.
Język autorki i sposób opisywania poszczególnych scen nie
pozostawia żadnych zastrzeżeń, sama fabuła jednak nie trzyma się kupy i sprawia
wrażenie poszatkowanej. Szkoda, bo zarówno pomysł na książkę, jak i sposób pisania
Ewy Zdunek mają spory potencjał, który w Mediatorce nie został wykorzystany. Zaznaczam
jednak, że to wyłącznie moje spostrzeżenia, a Wy książkę odebrać możecie zupełnie
inaczej. Zdecydowałam się zakończyć lekturę po mniej więcej połowie książki, nie
wykluczam więc, że jej dalsza część może być zdecydowanie lepsza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz