Moje pierwsze spotkanie z twórczością Manuli Kalickiej miało
miejsce zupełnym przypadkiem i zakończyło ogromnym zachwytem. Dziewczyna z kabaretu,
choć osadzona w czasach drugiej wojny światowej, była lekturą niezwykle lekką i
przyjemną, a jednocześnie mądrą i życiową. Nie spodziewałam się jednak jej
kontynuacji, a Koniec i początek uznałam początkowo za osobną historię.
Jakież było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że ulubiona bohaterka
powróciła!
Irenka Górecka, przedwojenna tancerka kabaretowa, po kilku
latach wojny znowu jest w Polsce. Warszawa walczy w powstaniu, a bohaterce po
wielu trudach udaje się uciec z miasta. Na targu stara się spieniężyć ostatnią
złotą monetę i wtedy właśnie wpada na prostolinijną Helenkę, która nieudolnie
handluje ostatnią elegancką sztuką odzieży. Dziewczyny dogadują się ze sobą i
wkrótce razem z Zofią – młodą Żydówką, wynajmują mieszkanie. Początkowa nieufność
pomiędzy współlokatorkami, które pozornie dzieli wszystko, powoli zamienia się
przyjaźń, którą ostatecznie cementują tragiczne wydarzenia towarzyszące
wyzwoleniu miasta przez Sowietów. Okazuje się bowiem, że powojenna
rzeczywistość daleka jest od oczekiwań, a nowy wróg już czai się za rogiem.
Koniec i początek nie powraca do historii opisanej w Dziewczynie z kabaretu zbyt często. Z dawnych bohaterów nie pozostał prawie
nikt poza Irenką, a sama fabuła zaczyna się kilka lat po tym, co wydarzyło się
we wcześniejszej części. W posłowiu autorka starała się wyjaśnić, iż tematyka
powstania wydaje się jej obecnie mocno wyeksploatowana i celowo ominęła ten
okres, ja jednak żałuję, że nie było mi dane poznać całej historii, tym
bardziej że o wydarzeniach z brakujących lat wiemy niewiele. Ot tyle, że
Władzio zaginął, a Irenka postanawia za wszelką cenę chłopca odnaleźć.
Każda z bohaterek szuka kogoś, kogo wojna im odebrała. Zosia
rozdzieliła się z ojcem i schorowaną matką, a rodzinny majątek przepadł, podobnie
jak marzenia dziewczyny o architekturze. Choć teraz jej pochodzenie nie jest
już tak niebezpieczne, jak jeszcze kilka miesięcy wcześniej, wciąż lepiej nie
afiszować się z przeszłością. Hela z kolei, prosta dziewczyna o złotym sercu,
na wojnie straciła i matkę, i ukochanego. Skrywa również bolesną tajemnicę,
która rzuca się cieniem na jej obecne życie. Przyjaciółki wiedzą jednak, że
życie musi się toczyć dalej i w ciężkich powojennych czasach walczą o
przetrwanie, a nawet o odrobinę luksusu – nawet jeśli ten objawia się wyłącznie
w filiżance gorącej herbaty.
Manula Kalicka stworzyła portret polskich kobiet u schyłku
wojennej zawieruchy i opisała rzeczywistość kraju, który powoli podnosi się z
gruzów. W tamtych czasach nic nie było oczywiste, a ten, kto dawniej był
bohaterem, szybko stawał się nikczemnikiem. Irena, Zofia i Helena powoli budują
swoje życie na nowo i pokazują, jak silne potrafią być kobiety, nawet w obliczu
kolejnych spadających na nie ciosów. Kreatywne,
odważne i przebojowe, pokazują, że nawet z najgorszej opresji można wyjść z
uśmiechem na twarzy.
Pomimo pozornie trudnej tematyki, książka nie traci nic z
lekkości, którą zachwyciła mnie Dziewczyna z kabaretu. Codzienne życie
polskich miast pokazane zostało bez ubarwień, w często humorystyczny sposób, a
opisy wojennych wydarzeń pozbawione są całkowicie zbędnego patetyzmu. Bohaterki
to zwykłe dziewczyny, baby z krwi i kości, z którymi czytelniczki mogą się
utożsamiać. Starają się być dobre i życzliwe, ale im również przydarzają się
gorsze chwile, w których zachowują się egoistycznie, lekkomyślnie, czy po
prostu głupio.
Kolejny raz opowiedziana przez autorkę historia mnie urzekła
i mam nadzieję, że na następną jej książkę nie przyjdzie mi czekać tak długo.
Tym bardziej że w posłowiu pojawiła się zapowiedź historii o hrabinie i
profesorze Rosenblattcie – postaciach znanych z wcześniejszej powieści, których
losy bardzo chciałabym poznać. Tym zaś, którzy książek Manuli Kalickiej jeszcze
nie czytali, mogę jedynie pozazdrościć wielu przyjemnych chwil spędzonych na
lekturze.
* książka zrecenzowana dla portalu lubimyczytać.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz