O „Pochłaniaczu”
słyszałam wiele dobrego. O jego autorce jeszcze więcej. Zachęcona okładkowym
zapewnieniem, że Katarzyna Bonda jest królową polskiego kryminału z zapartym
tchem rzuciłam się do lektury.
Dodam,
że z polskimi kryminałami dotychczas nie było mi po drodze. Przeczytałam oba
dzieła P.M. Nowaka, które czytało się miło ale pozostawiły mnie w lekkim
niedosycie i przeczytałam jedną (!) książkę Joanny Chmielewskiej, solennie
obiecując sobie, że w wolnym czasie przeczytam kolejne. Niestety dotychczas mi
się to nie udało…
Czytam,
i to namiętnie, skandynawskich autorów, którzy niewątpliwie są mistrzami w
swoim fachu – Larsen, Lackberg czy Nesbo stanowią konkurencję, z którą ciężko
się zmierzyć, jednak „królowa polskiego kryminału” chyba powinna dać radę im dorównać?
Niestety - „Pochłaniacz” nudził mnie niemiłosiernie.
Męczyłam tę książkę przez miesiąc nie potrafiąc zmusić się do jednorazowego
przeczytania więcej niż kilku stron. Nie wiem co spowodowało, że głównej
bohaterki nie polubiłam, a cała fabuła zupełnie do mnie nie przemówiła.
Historia
rozpoczyna się w przeszłości i wprowadza nas w świat pomorskiej mafii i jej
ciemnych interesów. Poznajemy bliźniaków, którzy jako siostrzeńcy polskiego
ojca chrzestnego, stają w obliczu trudnych wyborów. Kiedy ginie zaprzyjaźnione
z nimi rodzeństwo ich życie całkowicie zmienia swój bieg.
Dwadzieścia
lat później w modnym trójmiejskim klubie zastrzelony zostaje gwiazdor z dawnych
lat… Kto jest mordercą? Jakie powiązania mają pracownicy klubu? Kim jest
zleceniodawca profilerki Saszy Załuskiej? I jak potoczyły się losy braci? Na te
pytania odpowiada pierwszy tom z cyklu „Cztery żywioły Saszy Załuskiej”.
Pomysł
na fabułę był dobry, wykonanie z czysto technicznego punktu widzenia również i naprawdę
nie jestem w stanie powiedzieć co nie zagrało. Jedno jest pewne – „Pochłaniacz”
zyskał u mnie tytuł najdłużej męczonej książki 2014r.
Autorce dam jednak
kolejną szansę – przede mną lektura jej opowiadania świątecznego i historii
polskich morderczyń. Mam nadzieję, że
Katarzyna Bonda zasłuży nimi chociaż na tytuł szlachecki…
Miałam ochotę przeczytać tę książkę, ale po twojej recenzji trochę się zniechęciłam. Jeśli kiedyś wpadnie mi w ręce to pewnie po nią sięgnę, ale szukać jakoś specjalnie nie będę. ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie: http://kulturaczytania.blogspot.com/