Debiutancki „Motylek” Katarzyny Puzyńskiej został mi
polecony dość późno, po tuż przed wydaniem trzeciej książki z serii o Lipowie.
Początkowo, po lekturze „Uwikłania” Miłoszewskiego, chciałam chwilę odpocząć do
kryminałów, jednak jak to zwykle bywa los postanowił inaczej i w bibliotece
wpadłam właśnie na „Motylka”.
I cóż mam napisać…Katarzyna Puzyńska właśnie zdobyła u mnie
pierwsze miejsce wśród rodzimych autorów. Książka jest re-we-la-cy-jna!!!
Napisana w sytulu Camilli Lackberg zgrabnie łączy zawiłą kryminalną intrygę z
powieścią obyczajową i portretem współczesnej polskiej prowincji. Do ostatniej
strony nie miałam pojęcia kto okaże się mordercą, kim tak naprawdę były ofiary
i co je łączyło.
Co rzadko się zdarza, książkę woziłam ze sobą wszędzie –
czytałam przed pracą, w drodze do pracy i z pracy, przez całe wieczory…. Ok. 600
stron powieści przeczytałam z zachwytem w niecały tydzień, gdzie zazwyczaj w
tygodniu, po pracy jestem w stanie przeczytać tylko kilka stron przed
zaśnięciem.
Puzyńska stworzyła galerię postaci, z których każda jest
inna ale wszystkie są równie interesująca. I tak mamy tu między innymi świeżo przybyłą
do wsi Weronikę, która uciekła z Warszawy po trudnym rozwodzie, szefa
komisariatu z lekką nadwagą i nadopiekuńczą matką-sekretarką, tajemniczą
sklepikarkę i bogatą acz zdeprawowaną rodzinę osiadłą w pobliskiej rezydencji. Mamy
wreszcie tajemniczą ofiarę – zakonnice, ciało której zostało znalezione zmasakrowane
przy pobliskiej szosie, a której świecka tożsamość pozostaje zagadką.
Ważną postacią jest
również krzepka starsza pani komisarz Klementyna Kopp, która jednak nie
przypadła mi zbytnio do gustu – jedyne zastrzeżenie jakie mam do całej książki,
to właśnie sposób zapisu wypowiedzi Klementyny. Domyślam się, że był on celowym
zabiegiem autorki, mającym na celu pokreślenie charakteru postaci, jednak dla
mnie był on wyjątkowo irytujący. Jest to
jednak mało znaczący szczegół w porównaniu z geniuszem tej historii i nie
przeszkodził mi on w zamówieniu kolejnego tomu.
Pani Katarzyno – moje gratulacje! Pani książka bije na
głowę i Miłoszewskiego, i Bondę i wielu innych zachwalanych i niewątpliwie
zdolnych polskich pisarzy. A ja cieszę się, że mamy w Polsce autorów na
naprawdę światowym poziomie.
P.S. Zauważyłam, że ostatnio mam naprawdę dobrą serię
czytelniczą – nie licząc nieopatrznie wybranego „Pięknego drania”, każda
książka którą czytam okazuje się dobra, albo wręcz bardzo dobra. Oby tak dalej!
Okładka wygląda na prawdę zachęcająco. Nie czytałam jeszcze nic tej autorki, a uważam, ze trzeba wspierać rodzimych autorów, więc na pewną po nią sięgnę, skoro polecasz :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Mz.Hyde
koniecznie!:)
Usuńach,600 ciekawych stron-to jest to,co lubię;)
OdpowiedzUsuń