Tam Ci będzie lepiej to moje pierwsze spotkanie z Ryszardem Ćwirlejem. O dotychczasowej
twórczości autora nie słyszałam zbyt wiele, a na książkę czekałam głównie z uwagi
na jej okładkę, która wydawała mi się wyjątkowo mroczna i kojarzyła mi się z całkiem
dobrym polskim serialem „Naznaczony” z Piotrem Adamczykiem w roli głównej.
Akcja kryminału osadzona jest w Poznaniu XX-lecia
międzywojennego, tuż po polskim zwycięstwie w powstaniu wielkopolskim. Główni
bohaterowie stanowią przekrój społeczny tamtych czasów, i tak mamy polskiego
komisarza z wojskową przeszłością, herszta bandy złodziei o złotym sercu i
wyjątkowo twardej ręce oraz całą plejadę żołnierzy, drobnych pijaczków i
policyjnych bandziorów. Śledzimy ich losy podczas rozwiązywania afery
szpiegowskiej i kryminalnego śledztwa w sprawie mordercy miejscowych
prostytutek, ale także podglądamy ich miłosne perypetie i wzruszenia.
Ryszard Ćwirlej zatopił akcję całkowicie w barwnym okresie
XX-lecia międzywojennego – język bohaterów, ich maniery i sposób reagowania na
różne sytuacje wydają mi się wyjątkowo wierne realiom epoki i wiarygodne. Bo
czy po kimś, kto na wojnie zabijał i widział jak giną jego przyjaciele, można
spodziewać się większych wzruszeń na widok trupa? Czy nawet wyrzutów sumienia
po klasycznym mordobiciu czy morderstwie? Bohaterowie Tam Ci będzie lepiej, pozostają w obliczu takich sytuacji zupełnie
obojętni i daleko im do problemów współczesnych śledczych, którzy zazwyczaj
przedstawiani są jako wyjątkowo wrażliwi na ludzkie cierpienie czy niezbyt
przyjemne widoki rozkładających się ciał…
Akcja książki, choć nie jest specjalnie brawurowa i
miejscami pozostaje moim zdaniem lekko niedopracowana, wciąga czytelnika i
sprawia, że kolejne rozdziały czyta się coraz chętniej i szybciej. Muszę jednak
przyznać, że specyficzny, choć autentyczny, język bohaterów sprawia, przynajmniej na początku, spore problemy w lekturze. Dodam, że jestem Ślązaczką
i niemieckie naleciałości nie stanowią dla mnie nowości, dzięki czemu książka
pewnie stała się dla mnie łatwiejsza w odbiorze, niż np. dla mieszkańca
Warszawy czy Gdańska. Jak jednak wspominałam powyżej, pomimo początkowych
trudności z przyzwyczajeniem się i „wczytaniem” w książkę, dość szybko fabuła
staje się na tyle wciągająca, że język bohaterów w niczym nam już nie
przeszkadza. O ile początkowe rozdziały czytałam dość wolno i w małych
ilościach, tak z każdą kolejną stroną coraz bardziej przyspieszałam. Finalnie,
550-stronicowa cegła podróżowała ze mną niemal wszędzie, a czas spędzany na
innych czynnościach niż czytanie, uznawałam za stracony. A to, Moi Drodzy,
stanowi moim zdaniem niewątpliwy dowód na to, że książka jest dobra.
* książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czwarta Strona
Hmmm...ciężko to skomentować. Twój opis jest polecający, ale fabuła....no nie wiem sama. Chyba nie moje klimaty. Mimo fajnego opisu chyba jednak zostanę przy mrocznym Kingu i jego nowości ;)
OdpowiedzUsuńTa książka też jest dość mroczna. Polecam;)
Usuń