poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Ingar Johnsrud - "Naśladowcy"


Mój kryzys czytelniczy rośnie w siłę, a stosy książek do przeczytania „na już” piętrzą się niebezpiecznie i grożą zawaleniem się na moją głowę. Mam jednak nadzieję, że wraz z końcem nerwowego oczekiwania na wyniki egzaminu, skończy się też moje roztrzepanie. Byle do środy! A póki co, wracam po tygodniowej nieobecności z recenzją książki, na którą bardzo czekałam i której otrzymanie tuż przed Świętami, było dla mnie najlepszym prezentem od Zajączka.

Naśladowcy Ingara Johnsruda mają doskonały marketing. Vincent V. Severski porównuje autora do „Jo Nesbø w świecie Stiega Larssona”, a jak dobrze wiecie,  ja już wielokrotnie publicznie deklarowałam swoje uwielbienie dla obu tych autorów. Ich zmieszanie powinno doprowadzić mnie do czytelniczej ekstazy, ale czy tak się stało?

Fredrik Beier, komisarz norweskiej policji, a zarazem główny bohater książki, różni się innych kryminalnych gliniarzy. Nie jest alkoholikiem, nie jest też chamski i bezczelny i bynajmniej nie czuje się superbohaterem. Po traumie z przeszłości, w trudnych i stresujących sytuacjach zdarzają mu się ataki paniki, czym zdecydowanie traci w oczach swojego nastawionego na sukces i rozgłos przełożonego. Za jego sprawą nie awansuje i wciąż pracuje w sekcji ds. osób zaginionych. Kiedy jednak zaginięcie swojej córki zgłasza wiceszefowa partii, która wkrótce obejmie władzę w kraju, Fredrik zdaje sobie sprawę, że to śledztwo będzie inne niż zwykle. Tym bardziej, że kilka dni po zgłoszeniu w siedzibie sekty, w której najprawdopodobniej przebywała córka przyszłej wicepremier, dochodzi do brutalnego ataku…

Kto bestialsko zamordował członków sekty? Czym zajmowano się w jej tajnym laboratorium? Kim jest morderca bez twarzy? A w końcu, jak to wszystko łączy się z eugeniką i wydarzeniami z czasów II wojny światowej? Na te i wiele innych pytań, odpowiedzieć będzie musiał Beier i jego współpracownicy na blisko 520 stronach Naśladowców, a wnioski do których dojdą, dalekie będą od tych, które początkowo podsuwa nam autor.

Naśladowcy to bardzo dobry debiut uznanego norweskiego dziennikarza, a zarazem pierwsza część zapowiadanej trylogii. Przemyślana intryga, wielowątkowe śledztwo i ciekawi, autentyczni bohaterowie to niewątpliwie atuty tej książki. Fabularnie faktycznie widzę pewne nawiązania do twórczości Larssona, choć książka, w mojej ocenie, nie jest tak dobra jak Millenium (bądźmy jednak szczerzy, póki co ciężko byłoby mi wskazać coś na tak wysokim poziomie).  Jonhnsrud trzyma jednak niewątpliwie dobry poziom i wiem, że fani gatunku nie będą nią zawiedzeni. Porównaniami do Nesbø jestem jednak szczerze zaskoczona. Ani bowiem język, ani sposób prowadzenia akcji, ani wreszcie sylwetka głównego bohatera, nie są w prozie obu autorów nawet do siebie zbliżone. Zdaję sobie jednak sprawę, że tak jak damskie „kryminalistki” najlepiej sprzedaje porównanie co Camilli Läckberg, tak mężczyzn na wyżyny znosi Jo Nesbø. Ot, czysty marketing.

Mogę jednak z czystym sumieniem napisać, że tak jak w przypadku głośnej kilka miesięcy temu Dziewczyny z pociągu tylko marketing napędzał sprzedaż dość przeciętnej książki, tak w przypadku Naśladowców fabuła broni się sama. I żaden fan skandynawskiego kryminału, czy to w wykonaniu Larssona czy Nesbø, nie będzie książką rozczarowany, tak jak i ja nie byłam.

* książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Otwartego

4 komentarze:

  1. Czytałam i zgadzam się, że fani kryminału nie będą zawiedzeni. Moim zdaniem, słabszą stroną jest warstwa emocjonalna, która nie została dobrze sprecyzowana. Myślę jednak, że autor rozbuduje sylwetki bohaterów odpowiednio w kolejnych tomach. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też czekam na rozwinięcie. Chociaż przyznam, że dla mnie taka mniej wyrazista postać głównego bohatera była miłą odmianą i zaskoczeniem.

      Usuń
  2. Ble, Fredrik jest seksistą i jest cholernie wulgarny - bardzo bardzo mi się nie spodobał. A historia? Gdzie tu był kryminał? Dla mnie ta powieść to niestety porażka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no proszę, ja odebrałam go zupełnie inaczej. i w mojej ocenie to nie Fredrik był wulgarny, a raczej narrator:) ale każdemu podoba się co innego i to jest właśnie w książkach najlepsze:)

      Usuń