Czy zastanawiacie się jak spędzić udany majówkowy wieczór?
Polecam Wam na tę okazję najnowszą książkę (a może raczej książeczkę) belgijskiego
literackiego fenomentu. Amélie Nothomb powróciła w świetnej formie ze Zbrodnią
hrabiego Neville’a” która jak zwykle u tej autorki wymyka się utartym
schematom i stanowi prawdziwą książkową perełkę.
Hrabia
Neville wyprawia przyjęcie. To jego ulubione zajęcie, coś, w czym osiągnął
absolutną perfekcję i co wychodzi mu jak nikomu innemu. Planowany event ma być
perfekcyjny, będzie to bowiem ostatnia impreza przed sprzedażą rodzinnego
pałacu. Zubożały hrabia planuje więc najdrobniejsze szczegóły przyjęcia, tak,
aby na zawsze pozostało ono w pamięci okolicznej arystokracji. Kiedy kilka dni
przed wydarzeniem hrabia odbiera niespodziewany telefon od wróżki, wszystko
nagle ulega zmianie…
Sérieuse,
najmłodsza córka hrabiego, postanowiła spędzić noc w lesie i została „uratowana”
przez zamieszkującą w pobliżu wróżkę. Rankiem pomocna sąsiadka zadzwoniła do
hrabiego i poinformowała go o domniemanej ucieczce córki. Kiedy hrabia odbierał
córkę od wyjątkowo wścibskiej wróżki, poznał przepowiednię, która miała
całkowicie zmienić bieg wydarzeń…
Otóż,
jak dowiedział się hrabia Neville, na zbliżającym się przyjęciu zabije on
jednego ze swoich gości. Co prawda, miał on uniknąć wszelkich konsekwencji swojego
czynu, jednak już sam fakt takiego towarzyskiego nietaktu, zesłałby go na
społeczną banicję… Z przepowiedniami jednak lekko nie jest, a przeznaczenia nie
sposób uniknąć, tak więc hrabia czym prędzej przystąpił do stworzenia listy
gości, których śmierć szczególnie by go nie obeszła. Kiedy stosowna lista już
powstała, zaskakująca rozmowa z Sérieuse, po raz kolejny doprowadziła hrabiego
do bezsennych i pełnych zmartwień nocy…
Amélie Nothomb stworzyła krótką opowieść, w której aż skrzy
się od wybornego czarnego humoru, kryminalnej intrygi (a raczej jej parodii),
nawiązań do klasycznego dramatu, czy wreszcie pastiszu wyższych sfer i ich
podwójnej moralności.
Jeżeli znacie wcześniejsze dzieła Nothomb, wiecie już mniej
więcej czego po autorce można się spodziewać, i zapewne, podobnie jak ja, nie
mogliście doczekać się premiery. Jeśli jednak belgijska pisarka nie jest Wam
znana, mogę napisać tylko jedno – zielenieję z zazdrości! Odkrycie czegoś tak
świeżego, lekkiego i dobrego literacko jest niesamowitą przyjemnością i jestem
pewna, że pisarski kunszt autorki i lekkość jej dzieł, da Wam wiele czytelniczej
satysfakcji.
* przeczytano dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego
u mnie dziś także recenzja tej książki i również zielenieję z zazdrości! pozdrawiam :) http://subiektywnieoliteraturze.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń