O tym, że Magdalena Knedler pisze książki, które wciągają
czytelnika od pierwszej strony wiedziałam już wcześniej. Po świetnym debiucie Pan Darcy nie żyje, kariera tej autorki rozwija się w szybkim tempie i w
chwili obecnej na półkach księgarni odnaleźć możemy aż 6 książek napisanych
przez nią, a kolejna swoją premierę ma już za nieco ponad miesiąc.
Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że każda z tych powieści trzyma
wysoki poziom debiutu i czytelnik sięgając po nie, nie ma powodu, by czuć się rozczarowany.
I tak, po Panie Darcym w którym autorka zabawiła się
konwencją, ambitnej Windzie czy kryminalnej serii o komisarz Annie Lindholm,
Magdalena Knedler postawiła na powieść obyczajową. Zeszłoroczne Klamki idzwonki były historią o miłości z Wrocławiem w tle, natomiast Dziewczyna z
daleka to już zupełnie inna opowieść, w której najważniejszą rolę odgrywają
sekrety z przeszłości.
Lena jest dokumentalistką, znaną i cenioną autorką reportaży
o „przestrzeniach wojny”, w których z niezwykłą wnikliwością opisuje
okrucieństwa człowieka wobec człowieka. W przerwie pomiędzy kolejnymi
projektami, tuż przed planowaną wyprawą na Sybir, postanawia odwiedzić swoją
babcię – Nataszę. Nie wie, że za sprawą pewnego nieprzytomnego Anglika
odnalezionego pod płotem babcinego domu, dawno pogrzebane wydarzenia ujrzą
światło dzienne.
Dziewczyna z daleka to powieść obyczajowo-historyczna,
której daleko do patosu, jaki często
charakteryzuje ten gatunek. Natasza, która opowiada swoją historię, nie jest
kryształową postacią, którą autorka wznosiłaby na piedestał i stawiała na wzór
dla potomnych. Wręcz przeciwnie, bohaterka to kobieta, która dokonała w życiu
złych wyborów, za które przyszło jej zapłacić wysoką cenę. Demony przeszłości,
choć pozornie uśpione, obiły się na całym jej życiu i sprawiły, że nawet
najbliżsi nie mieli szans dotrzeć do serca kobiety. Lena, która od zawsze czuła
się związana z babką, nigdy nie poczuła jej miłości czy ciepła. Nieświadomie
sama powielała pewne schematy i unikała zobowiązań czy zbytniej bliskości.
Magdalena Knedler stworzyła książkę, która pomimo poruszanych
w niej bolesnych w naszej historii tematów, jest jednocześnie przyjemna i łatwa
w odbiorze. Niezwykle plastyczny język autorki, którą śmiało określić można
mistrzynią opisów, sprawia, że kolejne strony po prostu się „połyka”. Część
współczesna, która przeplata się z historyczną opowieścią Nataszy, jest lekka i
zabawna, a kolejne sceny – szczególnie początkowe, sprawiają, że nie sposób
przestać uśmiechać się pod nosem. Sylwetki bohaterów powieści nakreślone
zostały w sposób wyraźny i wiarygodny, tworząc wielowymiarowy obraz opisanych postaci.
Jedynie policjant Wojtek wydaje się być nieco zbyt idealny i może nawet
zbyteczny w całej powieści, a jego historia – choć szczątkowo opisana,
niewystarczająca. Rozumiem jednak, iż stanowi on kontrast dla postaci Artura,
czyli Anglika, będącego sprawcą całego zamieszania.
Dziewczyna z daleka wciąga i wzrusza, pozwala spojrzeć na
historię z nieco innej perspektywy i udowadnia, że można pisać o niej bez
zadęcia. Autorka w takiej literackiej konwencji bardzo mi się podoba i mam nadzieję,
że powstaną kolejne książki z historią w tle. Sama historia Leny także aż prosi
się o kontynuację – dziewczyna, uzbrojona w zupełnie inną wiedzę i
doświadczenia, wyruszyć ma przecież w podróż, po której z pewnością nic nie
będzie już takie samo. Mam nadzieję, że autorka rozważy spisanie jej historii.
A póki co, nie pozwalajcie Dziewczynie z daleka czekać zbyt długo na
możliwość opowiedzenia Wam jej historii. Jestem pewna, że będziecie nią
poruszeni tak samo mocno, jak i ja byłam.
* za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce oraz Wydawnictwu Novae Res
Koniecznie muszę sięgnąć po tę powieść!
OdpowiedzUsuńPolecam bardzo!
UsuńKsiążka czeka już w kolejce ;) Po "Klamkach i dzwonkach" po prozę tej Autorki sięgam w ciemno :D
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam wszystko jej pióra - jeszcze nigdy się nie zawiodłam:)
Usuń