Kto zna mnie lepiej, ten wie, że od zawsze moją quilty pleasure są romanse. W młodości
były to typowe harlequiny podkradane z półki ciotki i wypożyczane w bibliotece
romanse historyczne (szczególnie lubowałam się w tych z akcją na Dzikim
Zachodzie!), a teraz idealnym dla mnie gatunkiem okazało się new adult. Kiedy w pracy mam gorszy
okres, jestem przemęczona, zestresowana czy po prostu łapię doła, seryjnie
zaczytuję się w książkach tego typu. Faza trwa zazwyczaj 3-4 dni, w trakcie
których jestem w stanie „połknąć” kilka książek i znowu wracam do swojej
literackiej normy.
Jednocześnie recenzje tego typu książek praktycznie nigdy nie
pojawiają się na blogu, no bo umówmy się – to nie jest rodzaj literatury, w
którym fabuła drastycznie się różni, a warstwa językowa wzbudza zachwyt. Cóż
więc można o nich napisać? Ano, że są doskonałą rozrywką i wzbudzają emocje. I
choć uważam, że czytanie wyłącznie new
adult raczej nie poszerzy niczyich horyzontów, doskonale rozumiem sięganie
po ten gatunek okazjonalnie i w charakterze czysto rozrywkowym. Osiągniemy tym
dokładnie ten sam stan, który wywołuje maraton serialu komediowego czy kolejna
polska komedia romantyczna. A że po tygodniu z fabuły niewiele będziemy już
pamiętać? Nie szkodzi.
Jedną z ostatnich książek new
adult, jaką miałam okazję przeczytać, było wydane nakładem Edipresse
Książki Moje miejsce na ziemi J. Daniels. Historia ta, rozpoczynająca cykl Alabama Summer, towarzyszyła mi przez jeden wieczór i spełniła swoją funkcję
idealnie – odprężyła mnie, pozwoliła zapomnieć o problemach i nie absorbowała
mnie dłużej, niż było to konieczne.
Mia, która na co dzień zajmuje się chorą matką, za namową
najbliższych wyjeżdża na wakacje do swojej najlepszej przyjaciółki. Małe
miasteczko w Alabamie, w którym ma spędzić kilka letnich tygodni, to także
miejsce, w którym się wychowała i za którym po kilku latach wciąż tęskni. Tessa
jest zupełnie inna niż nasza bohaterka – wyzwolona, doświadczona seksualnie i
pewna siebie. Mia postanawia, że przed pojawieniem się w jej domu, załatwi
jeszcze jedną ważną rzecz – straci dziewictwo. I faktycznie, wieczór w barze
kończy niesamowitym seksem z przystojnym nieznajomym. Jakież jest jej
zdziwienie, kiedy rankiem spotyka go w domu Tessy…
Nie, opisana historia nawet przez chwilę nie jest wiarygodna.
Podobnie jak inne bajki, które od dzieciństwa czytali nam rodzice. Tym razem
księżniczka i książę nie spotykają się na balu, a kobiet zamiast pantofelka na
pierwszej randce traci majtki, ale hej! Przecież dokładnie tego można się było
spodziewać po książce new adult. Owszem,
są autorki, które swoim historiom dodają więcej emocji i sprawiają, że nie są
tak przewidywalne, ale nie oszukujmy się – to wyjątki. Na fali popularności
gatunku kolejne serie mnożą się jak grzyby po deszczu i niestety, nie każda
trzyma poziom. Moje miejsce na ziemi uplasowałabym gdzieś w połowie stawki.
Zęby nie bolały mnie w czasie lektury (a są książki, przy których nimi
zgrzytałam!), ale też nie było wielkiego zachwytu. Ot, historia na jeden wieczór,
w myśl zasady przeczytać, rozerwać się, zapomnieć.
Jedyne zaskoczenie przeżyłam kiedy okazało się, że bohaterka nie
jest nastolatką. Nie wiem dlaczego po pierwszych rozdziałach myślałam, że to jeszcze
uczennica, w każdym razie zdziwiłam się, kiedy okazało się, że Mia i Ben to dorośli
ludzie ze sporym bagażem życiowych doświadczeń.
Czy książkę polecam? I tak, i nie. Mnie spodobała się na tyle,
że jeśli w moje ręce wpadnie kolejna część cyklu, to chętnie ją przeczytam. Bardzo
spodobała się również mojej nastoletniej siostrze. Jeśli więc szukacie książkowego
„odmóżdżacza”, który nie zaabsorbuje Was za bardzo i zapewni lekką rozrywkę, to
„Moje miejsce na ziemi” Wam się spodoba. Jeśli jednak w książkach new adult szukacie mimo wszystko nieszablonowej
fabuły i czegoś więcej niż opisy seksu, to polecam książki autorek takich jak Mia
Sheridan czy Brittainy C. Cherry. J.Daniels niestety Wam tego nie zapewni.
* książka przeczytana dzięki uprzejmości wydawcy i we współpracy z ŚBK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz