środa, 11 stycznia 2017

Remigiusz Mróz - "Świt, który nie nadejdzie"


O Remigiuszu Mrozie słyszeli już chyba wszyscy. Nawet jeżeli nie przeczytaliście jeszcze żadnej z jego książek, to pewnie trafiliście na ich reklamę w prasie czy internecie. Nie sposób również wejść do jakiejkolwiek księgarni (w tym internetowej), w której choćby jedna z jego książek nie byłaby wyeksponowana na półce z bestsellerami czy „gorącymi” nowościami. Trzeba przyznać, że różnorodność i częstotliwość wydawanych przez autora książek może zaskakiwać. Coraz częściej pojawiają się jednak głosy, które podchodzą do pisarza sceptycznie, zarzucając mu zbytni pośpiech, który niestety odbija się na jakości wydawanych tomów. Czy słusznie?

Świt, który nie nadejdzie to kolejna z książek Mroza, która przenosi nas do przeszłości. Tym razem autor zabiera nas do stolicy Polski, która właśnie odbudowuje się po I wojnie światowej i wielu latach zaborów. W mroczny półświatek Warszawy XX-lecia międzywojennego wkracza bokser z mroczną przeszłością, niejaki Ernest Wilmański. Już pierwszego dnia pobytu w mieście, tuż po wyjściu z pociągu, wpędza się on w kłopoty, ratując pannę w opałach, której daleko jednak do niewinnego dziewczęcia. Stając w jej obronie pięściarz naraża się jednej z najgroźniejszych organizacji przestępczych – słynącym z okrucieństwa Bannikom. Czy Ernest poradzi sobie z nadciągającymi problemami i jaka w tym będzie rola pewnej pełnej ideałów policjantki? Tego dowiemy się na ponad 500 stronach powieści.

Niestety, Świt, który nie nadejdzie to kolejna książka autora, którą jestem nieco rozczarowana. Ernest Wilmański nie przypadł mi do gustu, a jego przygody nie okazały się dla mnie wciągające. Książka, w mojej ocenie, jest jeszcze słabsza niż W cieniu prawa i nieomal pokusiłabym się o stwierdzenie, że powieści historyczne autorowi po prostu nie wychodzą, gdybym w pamięci nie miała doskonałego Parabellum, którą to trylogię po prostu uwielbiam i uważam za jedne z lepszych książek autora. Zdaję sobie bowiem sprawę, że przy takiej ilości wydawanych powieści nie sposób, żeby wszystkie były równe i słabsze momenty po prostu muszą się zdarzać. Tym razem jednak zaprezentowana fabuła mnie rozczarowała i zupełnie nie wciągnęła. Coś, co miało być „mroczną opowieścią o międzywojennej przestępczej Warszawie”, okazało się mało wciągającą historią człowieka, który niby chciałby zmienić swoje życie, ale w sumie to aż tak mu nie zależy. A jak już nie może być praworządnym obywatelem, to chociaż zrobi trochę zamieszania w lokalnym półświatku.

Przykro mi, ale po autorze tego kalibru spodziewałam się o wiele więcej. Wiem, że Remigiusz Mróz potrafi zaskoczyć zwrotami akcji i stworzyć pełnokrwistych bohaterów, których kochamy albo nienawidzimy. Tym razem tego wszystkiego, co stanowi o fenomenie autora, zabrakło, a uczucia po lekturze pozostały wyłącznie letnie. Wiem jednak, że spadek literackiej formy był chwilowy, ponieważ już wydany niemalże w tym samym czasie Behawiorysta porywa i zapiera dech w piersiach. Czekam z utęsknieniem na powieść historyczną autora, która w moim prywatnym rankingu będzie mogła powalczyć o laur pierwszeństwa z doskonałą trylogią Parabellum, a póki co ostrzę moje czytelnicze kły na mające dziś premierę Wotum nieufności, reklamowane jako polskie House of cards.

* książka przeczytana dzięki uprzejmości wydawnictwa Czwarta Strona


4 komentarze:

  1. Widzę, że odniosłam inne wrażenie po tej lekturze. Klimat powieści różni się od tych, do których nas Remigiusz Mróz przyzwyczaił, ale ta gangsterska fabuła porwała mnie od pierwszej strony. Autor idealnie wyważył klimat powieści, ukazując to, na czym mu ewidentnie zależało: na mafijnej i zauważalnie mrocznej stronie warszawskiego półświatka. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest właśnie najfajniejsze w literaturze - każdemu podoba się coś innego, a dzięki temu każda książka znajdzie swojego odbiorcę:)

      Usuń
  2. Ciekawa jestem, czy mnie się spodoba. Pozycja oczywiście obowiązkowa - lubię Mroza i chętnie sięgam po wszystkie jego książki - ale nie nastawiam się na nic szczególnego, bo jednak sporo czytelników oceniło książkę jako raczej przeciętną.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsza chłodniejsza recenzja, jaką czytałam. Świt kupiłam dwa dni temu i czeka w kolejce na czytanie, ale wspomniana W cieniu prawa bardzo mi się podobała, mimo iż czytałam ją około 3 miesięcy. Mi natomiast Parabellum się nie podobało i nawet nie doczytałam, więc jak się zastanowić, to chyba Świt naprawdę może mi się spodobać. ;)

    Pozdrawiam,
    Koneko z recenzje-koneko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń