O Remigiuszu Mrozie słyszeli już chyba wszyscy. Nawet jeżeli
nie przeczytaliście jeszcze żadnej z jego książek, to pewnie trafiliście na ich
reklamę w prasie czy internecie. Nie sposób również wejść do jakiejkolwiek
księgarni (w tym internetowej), w której choćby jedna z jego książek nie byłaby
wyeksponowana na półce z bestsellerami czy „gorącymi” nowościami. Trzeba
przyznać, że różnorodność i częstotliwość wydawanych przez autora książek może
zaskakiwać. Coraz częściej pojawiają się jednak głosy, które podchodzą do
pisarza sceptycznie, zarzucając mu zbytni pośpiech, który niestety odbija się
na jakości wydawanych tomów. Czy słusznie?
Świt, który nie nadejdzie to kolejna z książek Mroza, która
przenosi nas do przeszłości. Tym razem autor zabiera nas do stolicy Polski,
która właśnie odbudowuje się po I wojnie światowej i wielu latach zaborów. W
mroczny półświatek Warszawy XX-lecia międzywojennego wkracza bokser z mroczną
przeszłością, niejaki Ernest Wilmański. Już pierwszego dnia pobytu w mieście,
tuż po wyjściu z pociągu, wpędza się on w kłopoty, ratując pannę w opałach,
której daleko jednak do niewinnego dziewczęcia. Stając w jej obronie pięściarz
naraża się jednej z najgroźniejszych organizacji przestępczych – słynącym z
okrucieństwa Bannikom. Czy Ernest poradzi sobie z nadciągającymi problemami i
jaka w tym będzie rola pewnej pełnej ideałów policjantki? Tego dowiemy się na
ponad 500 stronach powieści.
Niestety, Świt, który nie nadejdzie to kolejna książka
autora, którą jestem nieco rozczarowana. Ernest Wilmański nie przypadł mi do
gustu, a jego przygody nie okazały się dla mnie wciągające. Książka, w mojej
ocenie, jest jeszcze słabsza niż W cieniu prawa i nieomal pokusiłabym się o
stwierdzenie, że powieści historyczne autorowi po prostu nie wychodzą, gdybym w
pamięci nie miała doskonałego Parabellum, którą to trylogię po prostu
uwielbiam i uważam za jedne z lepszych książek autora. Zdaję sobie bowiem
sprawę, że przy takiej ilości wydawanych powieści nie sposób, żeby wszystkie
były równe i słabsze momenty po prostu muszą się zdarzać. Tym razem jednak
zaprezentowana fabuła mnie rozczarowała i zupełnie nie wciągnęła. Coś, co miało
być „mroczną opowieścią o międzywojennej przestępczej Warszawie”, okazało się
mało wciągającą historią człowieka, który niby chciałby zmienić swoje życie,
ale w sumie to aż tak mu nie zależy. A jak już nie może być praworządnym
obywatelem, to chociaż zrobi trochę zamieszania w lokalnym półświatku.
Przykro mi, ale po autorze tego kalibru spodziewałam się o
wiele więcej. Wiem, że Remigiusz Mróz potrafi zaskoczyć zwrotami akcji i
stworzyć pełnokrwistych bohaterów, których kochamy albo nienawidzimy. Tym razem
tego wszystkiego, co stanowi o fenomenie autora, zabrakło, a uczucia po
lekturze pozostały wyłącznie letnie. Wiem jednak, że spadek literackiej formy
był chwilowy, ponieważ już wydany niemalże w tym samym czasie Behawiorysta
porywa i zapiera dech w piersiach. Czekam z utęsknieniem na powieść historyczną
autora, która w moim prywatnym rankingu będzie mogła powalczyć o laur
pierwszeństwa z doskonałą trylogią Parabellum, a póki co ostrzę moje czytelnicze
kły na mające dziś premierę Wotum nieufności, reklamowane jako polskie House of cards.
Widzę, że odniosłam inne wrażenie po tej lekturze. Klimat powieści różni się od tych, do których nas Remigiusz Mróz przyzwyczaił, ale ta gangsterska fabuła porwała mnie od pierwszej strony. Autor idealnie wyważył klimat powieści, ukazując to, na czym mu ewidentnie zależało: na mafijnej i zauważalnie mrocznej stronie warszawskiego półświatka. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńTo jest właśnie najfajniejsze w literaturze - każdemu podoba się coś innego, a dzięki temu każda książka znajdzie swojego odbiorcę:)
UsuńCiekawa jestem, czy mnie się spodoba. Pozycja oczywiście obowiązkowa - lubię Mroza i chętnie sięgam po wszystkie jego książki - ale nie nastawiam się na nic szczególnego, bo jednak sporo czytelników oceniło książkę jako raczej przeciętną.
OdpowiedzUsuńPierwsza chłodniejsza recenzja, jaką czytałam. Świt kupiłam dwa dni temu i czeka w kolejce na czytanie, ale wspomniana W cieniu prawa bardzo mi się podobała, mimo iż czytałam ją około 3 miesięcy. Mi natomiast Parabellum się nie podobało i nawet nie doczytałam, więc jak się zastanowić, to chyba Świt naprawdę może mi się spodobać. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Koneko z recenzje-koneko.blogspot.com