wtorek, 16 lutego 2016

Hann Greń - "Cynamonowe dziewczyny"



 O tym, że lubię kryminały wiadomo już od dawna. Ostatnio z prawdziwą przyjemnością przekonałam się, że „Polacy nie gęsi i swoich autorów mają”, a wśród nich także doskonałych „kryminalistów”. Bonda, Miłoszewski czy Puzyńska są popularni już nie tylko w Polsce. Podpisują także zagraniczne kontrakty i czekają na filmowe adaptacje. Chciałoby się krzyknąć jak w reklamie pewnej sieci komórkowej „Brawo Wy, brawo my!”. Z tym większą przyjemnością mogę ogłosić, że do mojej prywatnej listy ulubieńców, właśnie dopisałam kolejne nazwisko. Hanna Greń i jej „Cynamonowe dziewczyny” podbiły moje czytelnicze serce i sprawiły, że mam ochotę na więcej.

Akcja książki rozgrywa się na Śląsku, gdzie niemal równocześnie odkryte zostają dwie makabryczne zbrodnie – w Bielsku-Białej ginie policjant, a w Katowicach zostaje znaleziona okrutnie zamordowana młoda dziewczyna. Dodatkowo, dochodzi do niezwykłego włamania i choć włamywacz zostaje ujęty na gorącym uczynku, odchodzi wolny. Czy te sprawy w jakikolwiek sposób się łączą? Czy mamy do czynienia z jednym mordercą, czy może jest ich kilku? Na te i inne pytania odpowiedzieć musi grupa zaprzyjaźnionych, śląskich policjantów.

Hanna Greń w swojej najnowszej książce stworzyła niezwykle ciekawą kryminalną opowieść, która choć momentami opisuje przerażające okrucieństwo, bywa również zabawna. Książka należy do gatunku tych, od których nie sposób oderwać się choć na chwilę. Język, jakim posługuje się autorka, jest niezwykle łatwy i przyjemny w odbiorze, dzięki czemu skutecznie maskuje pewne niedociągnięcia i nieścisłości w fabule.

„Cynamonowe dziewczyny” to także cała plejada interesujących postaci i charakterów, które niestety poznajemy w niewłaściwym momencie ich „książkowego życia”. Jak się bowiem zorientowałam, mniej więcej w połowie książki, „Cynamonowe dziewczyny” to druga część tzw. wiślańskiego cyklu autorki, którą zapoczątkował „Cień sprzedawcy snów”. Niestety, ponieważ książka wydana została przez inne wydawnictwo, podczas okołopremierowej promocji nie pojawiła się na ten temat żadna wzmianka. Autorka, zapewne zupełnie nieświadomie, przypomina (a w moim przypadku wręcz zdradza) zbyt wiele elementów fabuły poprzedniej części, przez co jej przeczytanie, w chwili obecnej, wydaje mi się zupełnie bezsensowne. Bo po co czytać kryminał, kiedy wiemy już kto zabijał i w jaki sposób został powstrzymany przed kolejnymi zbrodniami?

Brak czytelniczej chronologii jest dla mnie o tyle bolesny i istotny, że książka bardzo mi się podobała i wiem, że z pierwszym tomem byłoby podobnie. Pocieszające jest jednak to, że rozpoczęcie przygody z Hanną Greń od „Cynamonowych dziewczyn” w żaden sposób nie wpływa negatywnie na odbiór książki, która jest niemal zupełnie samodzielna pod względem fabuły.

Reasumując, „Cynamonowe dziewczyny” to kawał dobrej literatury rozrywkowej, w której znajdziemy zarówno doskonałą kryminalną intrygę, jak i humorystyczne momenty. Życie prywatne bohaterów z powodzeniem może być uznane za dobry romans, tak więc książka powinna trafić do gustu prawie każdemu czytelnikowi. 

* książka przeczytana w ramach akcji "Polacy nie gęsi i swoich autorów mają!"

4 komentarze:

  1. Do niedawna stroniłam od polskiej literatury (kompletnie nie wiem dlaczego!), ale ostatnio zaczęłam czytać kryminały rodzimych autorów i jestem zachwycona! Myślę, że podobnie będzie w tym przypadku i odkryję kolejną autorkę godną uwagi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam dokładnie tak samo! Aż w końcu wpadłam na Kasię Puzyńską i Remigiusza Mroza i się zachwyciłam. Teraz dodaję tylko kolejne nazwiska do listy "tych sprawdzonych";)

      Usuń
  2. Mnie przekonał tytuł, a tarecnzja tylko potwierdza, że warto po tę książkę sięgnąć...

    OdpowiedzUsuń