O tym, że lubię kryminały wiadomo już od dawna. Ostatnio z
prawdziwą przyjemnością przekonałam się, że „Polacy nie gęsi i swoich autorów
mają”, a wśród nich także doskonałych „kryminalistów”. Bonda, Miłoszewski czy
Puzyńska są popularni już nie tylko w Polsce. Podpisują także zagraniczne
kontrakty i czekają na filmowe adaptacje. Chciałoby się krzyknąć jak w reklamie
pewnej sieci komórkowej „Brawo Wy, brawo my!”. Z tym większą przyjemnością mogę
ogłosić, że do mojej prywatnej listy ulubieńców, właśnie dopisałam kolejne
nazwisko. Hanna Greń i jej „Cynamonowe dziewczyny” podbiły moje czytelnicze
serce i sprawiły, że mam ochotę na więcej.
Akcja książki rozgrywa się na Śląsku, gdzie niemal
równocześnie odkryte zostają dwie makabryczne zbrodnie – w Bielsku-Białej ginie
policjant, a w Katowicach zostaje znaleziona okrutnie zamordowana młoda
dziewczyna. Dodatkowo, dochodzi do niezwykłego włamania i choć włamywacz
zostaje ujęty na gorącym uczynku, odchodzi wolny. Czy te sprawy w jakikolwiek sposób
się łączą? Czy mamy do czynienia z jednym mordercą, czy może jest ich kilku? Na
te i inne pytania odpowiedzieć musi grupa zaprzyjaźnionych, śląskich
policjantów.
Hanna Greń w swojej najnowszej książce stworzyła niezwykle ciekawą
kryminalną opowieść, która choć momentami opisuje przerażające okrucieństwo,
bywa również zabawna. Książka należy do gatunku tych, od których nie sposób
oderwać się choć na chwilę. Język, jakim posługuje się autorka, jest niezwykle
łatwy i przyjemny w odbiorze, dzięki czemu skutecznie maskuje pewne
niedociągnięcia i nieścisłości w fabule.
„Cynamonowe dziewczyny” to także cała plejada interesujących
postaci i charakterów, które niestety poznajemy w niewłaściwym momencie ich
„książkowego życia”. Jak się bowiem zorientowałam, mniej więcej w połowie
książki, „Cynamonowe dziewczyny” to druga część tzw. wiślańskiego cyklu
autorki, którą zapoczątkował „Cień sprzedawcy snów”. Niestety, ponieważ książka
wydana została przez inne wydawnictwo, podczas okołopremierowej promocji nie
pojawiła się na ten temat żadna wzmianka. Autorka, zapewne zupełnie
nieświadomie, przypomina (a w moim przypadku wręcz zdradza) zbyt wiele
elementów fabuły poprzedniej części, przez co jej przeczytanie, w chwili obecnej,
wydaje mi się zupełnie bezsensowne. Bo po co czytać kryminał, kiedy wiemy już
kto zabijał i w jaki sposób został powstrzymany przed kolejnymi zbrodniami?
Brak czytelniczej chronologii jest dla mnie o tyle bolesny
i istotny, że książka bardzo mi się podobała i wiem, że z pierwszym tomem
byłoby podobnie. Pocieszające jest jednak to, że rozpoczęcie przygody z Hanną
Greń od „Cynamonowych dziewczyn” w żaden sposób nie wpływa negatywnie na odbiór
książki, która jest niemal zupełnie samodzielna pod względem fabuły.
Reasumując, „Cynamonowe dziewczyny” to kawał dobrej
literatury rozrywkowej, w której znajdziemy zarówno doskonałą kryminalną
intrygę, jak i humorystyczne momenty. Życie prywatne bohaterów z powodzeniem
może być uznane za dobry romans, tak więc książka powinna trafić do gustu
prawie każdemu czytelnikowi.
Do niedawna stroniłam od polskiej literatury (kompletnie nie wiem dlaczego!), ale ostatnio zaczęłam czytać kryminały rodzimych autorów i jestem zachwycona! Myślę, że podobnie będzie w tym przypadku i odkryję kolejną autorkę godną uwagi ;)
OdpowiedzUsuńMiałam dokładnie tak samo! Aż w końcu wpadłam na Kasię Puzyńską i Remigiusza Mroza i się zachwyciłam. Teraz dodaję tylko kolejne nazwiska do listy "tych sprawdzonych";)
UsuńMnie przekonał tytuł, a tarecnzja tylko potwierdza, że warto po tę książkę sięgnąć...
OdpowiedzUsuńwarto:) w takim razie miłej lektury:)
Usuń