sobota, 30 stycznia 2016

Manula Kalicka - "Dziewczyna z kabaretu"



Jeszcze do niedawna myślałam, że nie przepadam za szeroko rozumianą tematyką wojenną i starannie jej unikałam. Ostatnio jednak mam wrażenie, że ona nieomal mnie prześladuje i to co ciekawe, w zupełnie różnych wydaniach. Był Remigiusz Mróz i jego znakomita trylogia Parabellum, którą śmiało można opisać jako dobrą sensację, była Jean Sasson i Wybór Jasminy – wstrząsająca historia okrucieństw wojennych w czasie okupacji Kuwejtu,  była też wreszcie wojna o wolność narodu w Zabić. Mordy polityczne w PRL Patryka Pleskota. Tym razem w moje ręce trafiło wznowienie książki Manuli Kalickiej Rembrandt, wojna i dziewczyna z kabaretu.

Dziewczyna z kabaretu, bo tak brzmi nowy tytuł książki, to niezwykła historia początków drugiej wojny światowej, opisanej z perspektywy młodej artystki, profesora uniwersyteckiego o duszy awanturnika i zupełnie nietypowej hrabiny – wszystkich połączonych niezwykle cennym obrazem autorstwa samego Rembrandta.

W pierwszych dniach wojny Irenka Górecka – młoda artystka warszawskiego kabaretu, postanowiła skorzystać z okazji i uciec ze stolicy razem ze swoim sąsiadem, który zupełnie przypadkowo był również dyrektorem muzeum wywożącym ze stolicy cenny obraz holenderskiego malarza, który to obraz należał do hrabiny Łęskiej. Niestety, w wyniku bombardowania i ostrzału kolumny uciekinierów, dyrektor i jego szofer zginęli, a Irenka została na drodze zupełnie sama z nieporęczną tubą zawierającą nieszczęsnego Rembrandta. Wkrótce trafiła na równie samotnego żydowskiego chłopca, o wdzięcznym imieniu Gedalia i rozpoczęła podróż, która zupełnie odmieniła jej życie.

Tymczasem w Krakowie profesor Leon Rosenblatt – bliski przyjaciel hrabiny Łęskiej, zostaje poproszony przez starego znajomego o ukrycie cennych i unikatowych książek, który ten zgromadził w swoim antykwariacie. Zadanie to staje się o tyle trudne, że mienie żydowskiej nie może być przenoszone, a specjalne niemieckie oddziały zajmują się rekwirowaniem dzieł sztuki, jakie zgromadzone zostały w okupowanej Polsce.

Tak oto zaczyna się porywająca opowieść o wojnie, opowiedzianej zupełnie inaczej niż zwykle. Awantury, poszukiwania i kryminalne zagadki rozgrywają się tutaj na tle zawirowań końca roku 1939. Nie znajdziemy tutaj jednak typowej historii wojennej – nie ma wstrząsających obrazów obozów koncentracyjnych, nie ma polityki i walki na froncie. Manula Kalicka skupiła się bowiem na życiu warszawskiej i krakowskiej ulicy, i tego, jak w tamtym okresie radzili sobie przeciętni Polacy. Pokazuje, że działy się rzeczy straszne, takie jak przypadkowe łapanki, okrutne morderstwa czy wreszcie głód i prześladowanie mniejszości żydowskiej, nie zapomina jednak o tym, że życie toczyło się dalej. Kobiety plotkowały i kombinowały jak zrobić coś z niczego, dzieciaki bawiły się na podwórkach, a w kawiarniach i restauracjach wykwintne koniaki zastąpione zostały przez pędzony własnym sumptem bimberek.

Główni bohaterowie to postacie niezwykle barwne i z ogromną przyjemnością śledziłam ich losy, zastanawiając się co znowu zrobi Leon i w jakie tarapaty wpakuje się Irenka. Kryminalna przygoda była jednak jedynie świetnie opisanym pretekstem do zagłębienia się choć na chwilę w ich świecie. Dziewczyna z kabaretu to ku mojemu zupełnemu zaskoczeniu lektura lekka i przyjemna. Taka, przy której można się i zaśmiać i wzruszyć. Akcja nie zwalnia nawet na moment, postacie zaskakują nas na każdej stronie, a barwny język stylizowany na „podwórkowy język epoki”, sprawia, że dosłownie przenosimy się w czasie.

Dziewczyna z kabaretu  mnie zachwyciła, oczarowała i sprawiła, że zapragnęłam więcej – więcej stron książki, więcej przygód jej bohaterów, aż wreszcie więcej dzieł autorki. Zdecydowanie jest to jedna z najlepszych książek jakie czytałam w ostatnim czasie i z czystym sumieniem ją Wam polecam.

 * książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Prószyński i S-ka

wtorek, 26 stycznia 2016

Patryk Pleskot - "Zabić. Mordy polityczne w PRL"






Dzięki Wydawnictwu Znak Horyzont w moje ręce trafiła prawdziwa perełka. Najnowsza książka Patryka Pleskota Zabić. Mordy polityczne w PRL to kryminalne zagadki, które wydarzyły się naprawdę. W książce opisane zostało trzynaście niewyjaśnionych do końca zbrodni, których sprawcy nie ponieśli zasłużonej kary. Autor - politolog i historyk, młody profesor nadzwyczajny i pracownik warszawskiego oddziału IPN - zebrał materiały źródłowe dotyczące opisywanych zbrodni, przeanalizował je i opisał w wyjątkowo przystępny sposób, tak, że książka skierowana jest do wszystkich czytelników, a nie tylko pasjonatów historii.

Książka opisuje historię ofiar PRL – tych, którzy faktycznie z komunizmem w Polsce walczyli, i tych, którzy stali się niewinnymi ofiarami systemu. Kilkorga licealistów, którzy zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach, aktywnych opozycjonistów, których należało uciszyć i niewygodnych przedstawicieli kleru. Osób znanych, jak choćby ks. Jerzy Popiełuszko, premier Piotr Jaroszewicz czy symboliczna już przypadkowa ofiara systemu - Grzegorz Przemyk, ale także postaci zupełnie anonimowych dla przeciętnego współczesnego Polaka, a więc m.in. Piotra Majchrzaka czy Małgorzaty Targowskiej - Grabińskiej. Jak wskazuje we wstępie sam autor „Pełno tu dramatów ludzkich, okrucieństwa, niesprawiedliwości. Łez i smutku. Dużo poczucia krzywdy i mało poczucia winy”.

W niektórych przypadkach, pomimo zmiany systemu i licznych prób wyjaśnienia okoliczności zdarzeń, do dzisiejszego dnia nie udało się ostatecznie wyjaśnić tajemniczych zgonów. Zastraszeni przed laty świadkowie, często do dzisiejszego dnia boją się wyjawić prawdę albo, na skutek wielokrotnie zmienianych wersji zdarzeń, stali się już zupełnie niewiarygodni. Do tego dochodzi problem niewłaściwie zabezpieczonego materiału dowodowego i nierzetelnie wykonywanych sekcji zwłok, gdzie pomimo ekshumacji ciał niektórych z ofiar, niemożliwym jest precyzyjne podanie przyczyny śmierci. W międzyczasie wielokrotnie powtarzane kłamstwa zdążyły już przesączyć się do ludzkiej świadomości niczym trucizna, zatruwając umysły dawnych oprawców i ich współpracowników, skutkując wypraniem ich z resztek empatii czy poczucia winy.

W mojej ocenie, autor nie tylko doskonale opracował opisywane przypadki zgonów, co do których istniało prawdopodobieństwo, iż stoi za tym aparat bezpieczeństwa i opisywał je w sposób „przyjazny” dla czytelnika, ale również, co dla mnie jest szczególnie istotne w tego typu książkach, nie pokusił się o forsowanie jedynie słusznej koncepcji. Wręcz przeciwnie, opisywał nawet najbardziej niedorzeczne hipotezy, jakie pojawiały się w śledztwie i wykazywał nie tylko na ich słabe punkty, ale także na te, które mogły przemawiać za ich uwiarygodnieniem. Pomimo własnych przekonań i oczywistego ukierunkowania na wykazanie win ówczesnych organów bezpieczeństwa, Patryk Pleskot nie pozwolił sobie na stawianie kropki tam, gdzie w dalszym ciągu widnieje znak zapytania.

Dzieł takich jak to, nie czytam zbyt często. Kiedy jednak po nie sięgam, odzywa się we mnie uśpiona od lat miłość do historii (nawet tej najokrutniejszej) i chęć czerpania z niej mądrości. Choć mam nadzieję, że reżim taki jak ten PRL-owski Polakom już nie grozi, wciąż dotyka on wielu z naszych wschodnich sąsiadów i chociażby dlatego warto poznać stosowane przez niego mechanizmy budowania terroru. Groźby, represje, zastraszanie, aż w końcu pobicia czy morderstwa, od zawsze były częścią budowania autorytetu władzy niedemokratycznej, a mechanizmy te najlepiej poznać właśnie na konkretnych „przykładach”. W tym przypadku niestety nie tak dalekich w czasie czy przestrzeni…

Opisywane okrucieństwo szeroko rozumianych funkcjonariuszy esbecji, czy to działających na polecenie przełożonych (jak w przypadku chociażby ks. Popiełuszki) czy zwyczajnie okrutnych i bestialskich, bez żadnego „politycznego” podłoża (jak w sprawie Grzegorza Przemyka), nie zadziałało na mnie jednak aż tak przerażająco, jak całkowita bezradność systemu sądownictwa – i to tak w czasach PRL, jak równie obecnie – oraz absolutna bezkarność winnych. Skoro więc nie udało się nam pomścić ofiar i zapewnić sprawiedliwości ich najbliższym, pochylmy się chociaż nad ich historią i czerpmy nauczkę z kolejnej bolesnej lekcji, jakiej udzieliła nam wszystkim historia. 

 * książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Horyzont


niedziela, 24 stycznia 2016

Agnieszka Lis - "Pozytywka"


Agnieszka Lis swoją najnowszą książką zatytułowaną Pozytywka postawiła mnie przed niezwykle trudnym zadaniem. No bo jak napisać recenzję książki, o której mimo dwóch dni przemyśleń, nadal nie ma się wyrobionego zdania? Którą w połowie miało się ochotę rzucić w kąt i więcej do niej nie wracać, a potem pochłonęło się praktycznie jednym tchem?

Marzenia głównej bohaterki Pozytywki właśnie się spełniają. Biedna dziewczyna ze wsi, bez wykształcenia i perspektyw, wychodzi za mąż za księcia z bajki. Baśniowy ślub, piękna suknia i wielkie wesele mają być wstępem do życia godnego księżniczki. Niestety, jak to często w życiu bywa, nie wszystko złoto, co się świeci, a wyśniony książę po ślubie stał się na powrót okropną ropuchą… Monika w swojej nowej rodzinie jest traktowana jak kolejny rekwizyt – ma siedzieć w domu, ładnie się prezentować i broń Boże nie próbować mieć własnego zdania. No i oczywiście – najważniejsze zadanie – rodzić dzieci. I tak pewnie by było, gdyż bohaterka była absolutnie pozbawiona nawet odrobiny ikry i koncentrowała się głównie na czystości parapetów, gdyby nie interwencja teściowej. Ta, chociaż synowej nie lubi i uważa ją za pospolitą „wiochę”, jednocześnie dostrzega w dziewczynie siebie sprzed lat i postanawia, za pomocą Moniki spełnić swoje młodzieńcze marzenia. Wysyła synową na studia, znajduje jej pracę i ubiera w kolejne modne ciuszki niczym lalkę Barbie. Wszystko idzie dobrze, Monika rozwija się i spełnia swoje nieco już przykurzone marzenia, aż w końcu okazuje się, że jest w ciąży…

Więcej fabuły nie zdradzę, napiszę tylko, że do tego momentu miałam już całkowicie dość wszystkich bohaterów tej książki. Monika jawiła mi się niczym bezmyślna ameba czy marionetka, za której sznurki należy pociągać, inaczej smętnie leży w kącie, jej mąż był kawałem drania, a teściową podejrzewałam o poważne problemy psychiczne objawiającej się rozdwojeniem jaźni (co z kolei w dalszej części książki przytrafiło się jej synowi). I nagle, nie mam pojęcia w jaki sposób, książka zupełnie się zmieniła. Nagle Monika nabrała charakteru i choć nie do końca popierałam jej motywację i kierunek przemiany, jej postać w końcu zaczęła mnie intrygować. Z chęcią czytałam opis jej przemiany z szarej gąski w rekina sukcesu i analizowałam motywy działań. Często potępiałam jej decyzje ale w końcu zainteresowałam się jej losem i coraz szybciej i chętniej przewracałam kolejne kartki.

Pozytywka nie jest powieścią cukierkową. Nie ma w niej przesłodzonych bohaterów, jasnych odpowiedzi. Absolutnie nie jest to książka czarno-biała, mieni się ona, podobnie jak jej bohaterowie, tysiącami odcieni szarości. Monika nie była w mojej ocenie ani lepsza, ani gorsza od pozostałych postaci. Determinowana swoją przeszłością popełniała czyny często karygodne, a jednocześnie łatwo było znaleźć dla niej usprawiedliwienie. Do końca nie polubiłam głównej bohaterki, jednak udało jej się mnie zaintrygować. A Agnieszce Lis udało się stworzyć pierwszą od dawna powieść obyczajową dla kobiet, która wymknęła się utartym schematom i zaskoczyła czytelnika. Z cała pewnością sięgnę po inne książki autorki, licząc, że i w nich ciekawe i nietypowe historie.

* książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czwarta Strona


czwartek, 21 stycznia 2016

Jean Sasson - "Wybór Jasminy"




Kiedy 1 sierpnia 1990r. żołnierze armii irackiej, na polecenie Saddama Husajna, wkroczyli do Kuwejtu, życie tysięcy obywateli tego kraju nieodwracalnie uległo zmianie. Okupacja trwała siedem miesięcy, jednak jej skutki wielu mieszkańców regionu odczuwa do dziś. Bo czy o okrucieństwach wojny da się kiedykolwiek zapomnieć?

Niedawno miałam okazję recenzować książkę osadzoną w realiach drugiej wojny światowej i czytać o okrucieństwach obozów koncentracyjnych. Dzisiejsza historia jest w opisywanym bezmiarze zła i ludzkiej nienawiści porównywalna, albo nawet i gorsza. Po pierwsze, wydarzyła się w nieodległej przeszłości, w czasach, kiedy chodziłam już po świecie. Po drugie, co wydaje mi się najokrutniejsze, boleśnie zdaję sobie sprawę z tego, że dramat podobny do tego, który dotknął bohaterki Wyboru Jasminy, dotyczy teraz, dokładnie w tej chwili, wielu innych kobiet na całym świecie. Wojna i gwałt są ze sobą nierozerwalnie związane, a w chwili obecnej na świecie toczą się konflikty zbrojne, w których ofiarami są niewinni cywile.

O wszystkim, co napisałam powyżej doskonale wiemy. Pewnie nawet współczujemy ofiarom wojennej zawieruchy na Ukrainie, w Syrii czy w Afganistanie. Solidaryzujemy się z ofiarami terroru Państwa Islamskiego i toczymy burzliwe dyskusje na temat przybywających do Europy imigrantów. Czy zdajemy sobie jednak sprawę z ogromu ludzkiej tragedii? Nie ogólnej sytuacji kraju czy statystyk, w których bombardowani jesteśmy liczbą ofiar śmiertelnych i rannych, które każdego dnia konfliktu zdają się powiększać o kolejne zero, ale właśnie tragedii pojedynczego człowieka, którego dotknęła tragedia wojny?

O takiej właśnie jednostce opowiada Jean Sasson w swojej najnowszej książce. Tytułowa Jasmina jest postacią autentyczną, której autorka zmieniła imię i pewne szczegóły życiorysu, co miało uniemożliwić jej identyfikację. Z pochodzenia Libanka, Jasmina feralnego pierwszego dnia sierpnia 1990r. przebywała w Kuwejcie, gdzie obudziły ją odgłosy wybuchów i wystrzałów. Niedługo po rozpoczęciu okupacji, dziewczyna trafiła w ręce irackich żołnierzy, którzy z uwagi na jej niezwykłą urodę, osadzili ją w tajnym więzieniu dla kobiet, a jeden z wyższych rangą żołnierzy uczynił z niej swoją prywatną niewolnicę seksualną. Wielokrotnie gwałcona i poniżana, Jasmina zdecydowała, że zrobi wszystko żeby przetrwać. W jej przypadku, wszystkim było rozkochanie w sobie okrutnego gwałciciela…

Podczas gdy Jasmina wybrała życie, Lana postanowiła walczyć. Nigdy nie poddała się swojemu gwałcicielowi, a każde z nim spotkanie, kończyło się dla niej nie tylko napaścią seksualną, ale i dotkliwym pobiciem i poniżeniem. Nieugięta postawa Lany była jednocześnie największym wyrzutem sumienia Jasminy. Wydawało jej się, że udając miłość do swojego oprawcy, zaprzecza wszelkim wartościom i traci resztki godności. Kobieta nie potrafiła zrozumieć jak Muzułmanin może zrobić coś takiego Muzułmance. Jak mężczyzna szanujący matkę, dbający o żonę i kochający córki, może jednocześnie być tak okrutnym w stosunku do innej kobiety. Nie zrozumiała tego ani Jasmina, ani Jean Sasson. Nie pojmuję tego ja…

Pamiętam jak w liceum nauczycielka historii zacytowała Stalina, a jego słowa na zawsze wyryły się w mojej pamięci i towarzyszą mi przy każdej usłyszanej wiadomości o wojnie czy zamachu terrorystycznym. Otóż, jak stwierdził Stalin, śmierć jednostki to tragedia, ale śmierć milionów to już tylko statystyka. Jean Sasson opowiada właśnie o jednostce, poruszając każdą strunę naszej duszy, a dzięki temu sprawia, że losy Kuwejtu przestały być już tylko kolejną wzmianką w rozdziale historii najnowszej.

Wybór Jasminy to książka uniwersalna, którą odnieść można nie tylko do sytuacji na Bliskim Wschodzie, ale i do każdego konfliktu zbrojnego w historii. Niestety, obawiam się, że także do każdego z tych, które są dopiero przed nami. Myślę, że ta powieść - która, przyznam szczerze, nie zachwyciła mnie językowo czy stylistycznie – powinna stać się lekturą obowiązkową. Nie zawaham się nawet napisać, że taką jak „Medaliony” Nałkowskiej czy „Dziennik Anny Frank”. Uważam bowiem, że tylko czytając o tragedii jednostki, staniemy się bardziej wrażliwi na losy milionów, a ich ból czy śmierć, przestanie być dla nas tylko statystyką czy kolejnym newsem w wieczornych wiadomościach.


Niech więc nas nie zwiedzie piękna okładka, nie dajmy się zrazić czasem nieco opornemu i wyjątkowo uproszczonemu przekazowi autorki – książkę trzeba przeczytać, przemyśleć i zachować w sercu na zawsze. I modlić się, żeby więcej kobiet nie stanęło przed takim wyborem, jakiego dokonać musiała Jasmina. 

* książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Literanova