Zazwyczaj kiedy jeden z moich
ulubionych autorów wydaje nową książkę, wiem, czego mogę się po niej
spodziewać. Niektóre są lepsze, inne nieco słabsze, jednak zazwyczaj
utrzymywane są one w ramach jednego, przypisanego niejako do autora, gatunku.
Podobnie rzecz miała się dotychczas z Tess Gerritsen, po której doskonale
wiedziałam, czego się spodziewać. Jej pierwsze książki były przyjemną mieszanką
romansu i thrillera, kolejne, w tym moja ulubiona seria o Isles i Rizzoli, to
już wyłącznie doskonałe thrillery medyczne, w których warstwa obyczajowa
stanowiła wyłącznie tło dla kryminalnej intrygi. Rozpoczynając lekturę
najnowszej książki autorki, zatytułowanej Igrając
z ogniem, spodziewałam się właśnie mrocznego thrillera, tak
charakterystycznego dla Gerritsen. To co przeczytałam, miało się jednak nijak
do moich oczekiwań…
Julia Ansdell, uzdolniona skrzypaczka, podczas zakupów w
maleńkim rzymskim antykwariacie trafia na zapis nutowy niezwykłej melodii
zatytułowanej Incendio. Zaintrygowana
niezwykle skomplikowaną melodią ćwiczy utwór w domowym zaciszu, jednocześnie
mając pod opieką kilkuletnią córkę. Wkrótce odkrywa, że muzyka wzbudza w
dziecku niezwykłą agresję, której nie da się racjonalnie wytłumaczyć.
Przerażona i niezrozumiana przez najbliższych kobieta, postanawia za wszelką
cenę poznać historię niezwykłego utworu nieznanego twórcy…
Gerritsen przeplata w książce dwie historie – współczesną,
opowiadającą o Julii i jej poszukiwaniach oraz opowieść o kompozytorze Incendio, weneckim skrzypku Lorenzo
Todesco, który żył i tworzył w niezwykle trudnych czasach II wojny światowej i
stał się jedną z ofiar szerzącej się wówczas polityki antyżydowskiej
wprowadzonej przez rząd Mussoliniego.
Sam pomysł na książkę i połączenie obu historii jest
niezwykle ciekawy, mam jednak wrażenie, że nie został on do końca przemyślany
przez autorkę i właściwie dopracowany. Paradoksalnie, to właśnie współczesna
część – ta, która powinna być łatwiejsza do napisania przez doświadczoną na tym
polu Gerritsen, wyszła słabiej, niż część historyczna, która jak dla mnie, była
doskonała.
To właśnie część poświęcona Julii jest dla mnie niespójna.
Na początku lektury miałam wrażenie narastającej psychozy, która nasuwała mi
skojarzenia z książkami Stephena Kinga, później fabuła otarła się o
charakterystyczny dla autorki thriller medyczny, by zakończyć się w sensacyjnym
stylu, z nie do końca przekonywującym zakończeniem. Historia Lorenzo natomiast wzrusza i przypomina wciąż
aktualny temat holokaustu i wzajemnej nienawiści pomiędzy nacjami i religiami.
Akcja poprowadzona jest w sposób ciekawy i zaskakujący, z nieszablonowym i
przejmującym zakończeniem.
Nie tego oczekiwałam sięgając po tę książkę i nie to
sugerował zawarty na okładce opis. Odrywając się jednak od własnych oczekiwań i
skupiając na niezwykłej fabule, mimo wszystko mogę stwierdzić, że książka mi
się podobała. Igrając z ogniem to
ciekawy eksperyment autorki, mam jednak nadzieję, że Tess Gerritsen wróci do
thrillerów medycznych, w pisaniu których jest bezapelacyjną mistrzynią.
* książka zrecenzowana dla księgarni BookMaster.pl: