piątek, 29 lipca 2016

Remigiusz Mróz - "W cieniu prawa"



Kolejna, piąta wydana w tym roku książka Remigiusza Mroza przenosi nas do austriackiego dworku z początków XX wieku, który staje się tłem do kryminalnych manipulacji, rodzinnych rozgrywek i typowych dla autora nagłych zwrotów akcji.

Erik Landecki, miejscowy rozrabiaka i syn zmarłej niedawno mieszkanki pobliskiej wsi, nieoczekiwanie otrzymuje pracę pucybuta na dworze Raisental, należącym do szlacheckiej rodziny von Reigner. Pan domu, dumny i władczy baron Hendrik von Reigner ma dwóch synów, starszego Juliusa, na którym spoczywa obowiązek zapewnienia ciągłości roku, a który jednocześnie jest nieodpowiedzialnym hulaką, niedającym rękojmi prawidłowego zarządzania rodową fortuną oraz młodszego Marca-Oliviera, który choć zupełnie inny niż brat, sam również ma jedną wadę – zupełnie nieodpowiednią narzeczoną Sophie. Kiedy pierwszej nocy po zatrudnieniu Erika, dziedzic rodu zostaje znaleziony zamordowany we własnej komnacie, cała odpowiedzialność za śmierć panicza spada na nowoprzybyłego pucybuta. Na pytanie kto i dlaczego zabił Juliusa będzie musiał odpowiedzieć Erik, którego życie zależeć będzie od rozwiązania kryminalnej zagadki.

Jak zwykle przy opisywaniu kryminału powyższy opis to dopiero zalążek fabuły. I choć książka jest przyjemna w odbiorze i czyta się ją bardzo dobrze, jest to jednocześnie najsłabsza z przeczytanych przeze mnie powieści autora. Tym razem mam bowiem wrażenie, że historia okazała się nieskładna. Niejasne rozwiązania prawne dotyczące dziedziczenia (tutaj nie wchodzę zbyt głęboko, rozbiorowe przepisy prawne do dzisiaj są koszmarem wszystkich prawników zajmujących się regulowaniem sytuacji prawnych nieruchomości i prawem spadkowym), nagłe zwroty akcji, które nie zostały wyjaśnione w książce i tak naprawdę nie wiadomo, czy są one dziełem przypadku czy intrygą bohaterów, a wreszcie nierozwiązana zagadka kryminalna i zupełnie nierealne zakończenie – to wszystko sprawia, że książka do najlepszych tego autora nie należy.

Żałuję, że Remigiusz Mróz nie popracował bardziej nad sylwetkami bohaterów, ponieważ tym razem zamiast wyrazistych postaci w typie Chyłki, Frosta czy Leitnera otrzymaliśmy płaską Sophie, nijakiego Erika, czy wreszcie postać Öllego, o którym chyba nawet sam autor nie wie, czy należał w końcu do tych dobrych, czy też złych.

Niestety, W cieniu prawa mnie zawiodło i to pomimo tego, iż napisana została w jednym z moich ulubionych gatunków literackich. O tym, że autor potrafi pisać świetne książki historyczne świadczy chociażby trylogia Parabellum, którą uważam za jedną z lepszych w wykonaniu autora i tak naprawdę trudno mi powiedzieć, co zawiniło tym razem. Zbyt wiele zwrotów akcji? Nie sądzę, bo i tę sztukę autor opanował od perfekcji – zazwyczaj potrafi niesamowicie zaplątać fabułę i wyjść z tego obronną ręką. Tym razem jednak zbyt wiele wątków pozostało otwartych, a rozwiązania tych zamkniętych zupełnie do mnie nie przemawiają.

Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że książkę, jak to zwykle w przypadku tego autora, czytało mi się bardzo dobrze. Lekka kryminalna historia osadzona w ciekawych czasach, ma naprawdę spory potencjał i żałuję, że autor nie poświęcił jej nieco więcej czasu i uwagi. W żaden sposób nie wpływa to jednak na pozycję Remigiusza Mroza na liście moich ulubionych polskich autorów, gdzie póki co pozostaje niezagrożony. A że kolejna część przygód Chyłki ma pojawić się w księgarniach już niedługo, mam nadzieję, że w te wakacje zostanę jeszcze zmrożona;)

* książka przeczytana dzięki uprzejmości wydawnictwa Czwarta Strona

sobota, 9 lipca 2016

Tess Gerritsen - "Igrając z ogniem"


Zazwyczaj kiedy jeden z moich ulubionych autorów wydaje nową książkę, wiem, czego mogę się po niej spodziewać. Niektóre są lepsze, inne nieco słabsze, jednak zazwyczaj utrzymywane są one w ramach jednego, przypisanego niejako do autora, gatunku. Podobnie rzecz miała się dotychczas z Tess Gerritsen, po której doskonale wiedziałam, czego się spodziewać. Jej pierwsze książki były przyjemną mieszanką romansu i thrillera, kolejne, w tym moja ulubiona seria o Isles i Rizzoli, to już wyłącznie doskonałe thrillery medyczne, w których warstwa obyczajowa stanowiła wyłącznie tło dla kryminalnej intrygi. Rozpoczynając lekturę najnowszej książki autorki, zatytułowanej Igrając z ogniem, spodziewałam się właśnie mrocznego thrillera, tak charakterystycznego dla Gerritsen. To co przeczytałam, miało się jednak nijak do moich oczekiwań…

Julia Ansdell, uzdolniona skrzypaczka, podczas zakupów w maleńkim rzymskim antykwariacie trafia na zapis nutowy niezwykłej melodii zatytułowanej Incendio. Zaintrygowana niezwykle skomplikowaną melodią ćwiczy utwór w domowym zaciszu, jednocześnie mając pod opieką kilkuletnią córkę. Wkrótce odkrywa, że muzyka wzbudza w dziecku niezwykłą agresję, której nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Przerażona i niezrozumiana przez najbliższych kobieta, postanawia za wszelką cenę poznać historię niezwykłego utworu nieznanego twórcy…

Gerritsen przeplata w książce dwie historie – współczesną, opowiadającą o Julii i jej poszukiwaniach oraz opowieść o kompozytorze Incendio, weneckim skrzypku Lorenzo Todesco, który żył i tworzył w niezwykle trudnych czasach II wojny światowej i stał się jedną z ofiar szerzącej się wówczas polityki antyżydowskiej wprowadzonej przez rząd Mussoliniego.

Sam pomysł na książkę i połączenie obu historii jest niezwykle ciekawy, mam jednak wrażenie, że nie został on do końca przemyślany przez autorkę i właściwie dopracowany. Paradoksalnie, to właśnie współczesna część – ta, która powinna być łatwiejsza do napisania przez doświadczoną na tym polu Gerritsen, wyszła słabiej, niż część historyczna, która jak dla mnie, była doskonała.

To właśnie część poświęcona Julii jest dla mnie niespójna. Na początku lektury miałam wrażenie narastającej psychozy, która nasuwała mi skojarzenia z książkami Stephena Kinga, później fabuła otarła się o charakterystyczny dla autorki thriller medyczny, by zakończyć się w sensacyjnym stylu, z nie do końca przekonywującym zakończeniem. Historia Lorenzo natomiast wzrusza i przypomina wciąż aktualny temat holokaustu i wzajemnej nienawiści pomiędzy nacjami i religiami. Akcja poprowadzona jest w sposób ciekawy i zaskakujący, z nieszablonowym i przejmującym zakończeniem.

Nie tego oczekiwałam sięgając po tę książkę i nie to sugerował zawarty na okładce opis. Odrywając się jednak od własnych oczekiwań i skupiając na niezwykłej fabule, mimo wszystko mogę stwierdzić, że książka mi się podobała. Igrając z ogniem to ciekawy eksperyment autorki, mam jednak nadzieję, że Tess Gerritsen wróci do thrillerów medycznych, w pisaniu których jest bezapelacyjną mistrzynią.

 * książka zrecenzowana dla księgarni BookMaster.pl:

http://bookmaster.com.pl/