środa, 29 lipca 2015

Agata Przybyłek - "Nie zmienił się tylko blond"


Wyobraźcie sobie, że jesteście nie taką jeszcze starą blondynką. Macie męża, czwórkę dzieci (w tym 4-letnie bliźniaki, które skutecznie ujmują Wam lat) i całkiem satysfakcjonującą karierę pisarską. Macie też dwa yorki i ciężarną kotkę, żeby być już bardzo drobiazgowym. I nagle, w ciągu zaledwie kilku dni, dowiadujecie się, że:
a)     mąż ma biuściastą kochankę, dla której postanowił porzucić rodzinę;
b)    porzucenie rodziny nie oznacza bynajmniej opuszczenia domu, więc to Wy musicie się wyprowadzić;
c)     bezdomni jesteście nie tylko Wy, ale także dziewczyna Waszego 17-letniego syna, która na domiar złego jest w ciąży;
d)    co czyni z Was 37-letnią bezdomną, porzuconą i tlenioną na blond babcię…

Co z tym robicie? Ja osobiście zadzwoniłabym do adwokata i postanowiła znieść mojego „soon-to-be-ex” męża z powierzchni ziemi ale Iwonka z „Nie zmienił się tylko blond” ma nieco inne plany…

Literacki debiut Agaty Przybyłek trafił w moje ręce tuż przed planowanym wyjazdem na urlop. Szybko znalazł się więc na wierzchu mojej walizki i tuż po przybyciu na miejsce oddałam się błogiemu lenistwu z książką. Przyznam, że był to strzał w dziesiątkę – „Nie zmienił się tylko blond” to idealna lektura właśnie na ciepłe, letnie popołudnie. Wbrew zapowiadającemu dramat początkowi, główna bohaterka doskonale radzi sobie z nagłym przewróceniem świata do góry nogami i w brawurowym stylu wkracza w nowe życie. Jest lekko, śmiesznie (momentami, dzięki doskonale opisanym wybrykom dzieciaków, nawet bardzo śmiesznie) i przyjemnie.

Książka nie otwiera drzwi do wielkich refleksji czy przemyśleń, akcja toczy się wręcz bajkowo i momentami daleko jej do szarej rzeczywistości. To wszystko stanowi jednak jej niewątpliwy atut! No bo w końcu kto z nas potrzebuje rzeczywistości na urlopie? Bardziej w cenie jest rozrywka i oderwanie od codzienności, a to właśnie Agata Przybyłek nam gwarantuje.

Książka wydana została przez Wydawnictwo Czwarta Strona w ramach nowej serii wydawniczej „Seria z babeczką”, a kolejna książka z tego cyklu ma pojawić się w księgarniach już niedługo. Już teraz cieszę się na myśl o kolejnych kilku godzinach rozrywki przy książce, kawie i kto wie, może nawet słodkiej babeczce?


* książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czwarta Strona 


niedziela, 19 lipca 2015

Kevin Kwan - "Bajecznie bogaci Azjaci"


Czy ktokolwiek z Was marzył kiedyś o wygraniu w totka? Myśleliście, jak bardzo zmieniłoby się Wasze życie, gdybyście mieli na koncie kilka(dziesiąt) milionów?
Jeżeli tak, to „Bajecznie bogaci Azjaci” są książką dla Was!

Rachel i Nick są parą już prawie dwa lata. Oboje piękni, młodzi i zdolni wykładają na  Uniwersytecie Nowojorskim i cieszą się spokojnym życiem w  Wielkim Jabłku.
Rachel, podobnie jak jej chłopak, jest Azjatką, jednak podczas gdy on wyjechał z kraju tylko do szkoły i chwilowo postanowił przedłużyć swój pobyt, ona od dziecka wychowywała się ona w Stanach  i daleko jej do kultury kraju przodków. Kiedy więc Nick proponuje wakacje życia w Azji, dziewczyna nie zastanawia się długo i razem ruszają w podróż do Singapuru, który ma stać się pierwszym odcinkiem ich podróży. Dziewczyna dowiaduje się, że pozna tam rodzinę swojego chłopaka i weźmie wspólnie z nimi udział w ślubie najlepszego przyjaciela Nicka. Nie wie tylko ile milionów ma na koncie jej ukochany i że planowana uroczystość jest największym wydarzeniem towarzyskim w tamtej części świata. I kiedy Rachel myśli, że czeka ją przyjemna podróż do kraju przodków,  tak naprawdę trafia w sam środek gniazda wyjątkowo bogatych i jadowitych żmij…

Kevin Kwan w swojej książce opisał historię spod znaku „książe i ja” w zupełnie nowym stylu. Nie mamy tutaj przesłodzonego romansu, dramatycznych zwrotów akcji czy wielkich wzruszeń. Jest za to masa absurdów, niedorzecznych luksusów i niewyobrażalnych wręcz pieniędzy, które opisane w kąśliwy sposób, stanowią doskonałą rozrywkę. Chociaż głównymi bohaterami są bez wątpienia Rachel i Nick, poznajemy także całą plejadę innych wyjątkowo uprzywilejowanych członków rodziny chłopaka oraz jego przyjaciół. Postacie są wyraziste i wbrew pozorom wyjątkowo autentyczne. I tak mamy przystojnego miliardera z narzeczoną supermodelką, który jednocześnie cierpi na chroniczną depresję, mamy podziwianą „it girl”, której poukładane życie rozpada się na kawałki. Z kolei doskonale ubrany bywalec salonów, który na okładkach kolejnych gazet sprzedaje wizerunek idealnego ojca rodziny, okazuje się kawałem zakompleksionego chama i buraka. 

Książka wprowadza nas w świat Azji i w zabawny sposób ukazuje realia rządzące tą jedną z największych i najprężniejszych światowych gospodarek. Poznajemy nie tylko chińską (czy raczej singapurską, bo jak się okazuje regionalne podziały są wyjątkowo istotne i kontynentalny Chińczyk, nigdy nie dorówna Chińczykowi z Singapuru) mentalność, ale także narodowe specjały i zwyczaje. I chociaż nie ma co się łudzić, że dzięki tej książce wyrobimy sobie pogląd o prawdziwej Azji, jest ona doskonałą powieścią obyczajową o lekkim zabarwieniu romantycznym, komediowym i podróżniczym. Idealnie nadaje się na letni wypoczynek, a jej ekranizacja z pewnością stanie się kinowym hitem.

* książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Literanova

niedziela, 12 lipca 2015

Andy Weir - "Marsjanin"


Jakiś czas temu na obserwowanych przeze mnie blogach książkowych, aż zaroiło się od recenzji „Marsjanina” Andy’ego Weir’a i zdjęć blogerów w tekturowych kaskach. Mój blog nie działał wtedy jeszcze zbyt prężnie więc akcja niestety mnie ominęła, a i tematyka książki nie powalała na kolana, zdecydowałam się więc przeczytać ją przy okazji, o ile kiedykolwiek wpadnie mi w ręce. Teraz, kiedy zaczyna się robić głośno o jej ekranizacji, stwierdziłam, że najwyższa pora na odrobinę kosmosu. Szczęśliwie dla mnie, moja wspaniała miejska biblioteka już ją miała i co tu dużo pisać – książka okazała się ogromną niespodzianką.

Mark’a Watney’a, czyli tytułowego Marsjanina, poznałam podczas pięknego urlopowego popołudnia i początkowo nie była to udana znajomość. Miałam ochotę odłożyć książkę na półkę i sięgnąć po coś bardziej w moim guście, niezawierającego żadnych nudnych kosmicznych wiadomości i ani odrobiny przedmiotów ścisłych. Ale ponieważ nie lubię się poddawać i jest zaledwie kilka książek, przez które nie udało mi się jeszcze przebrnąć (wciąż mam mocne postanowienie poprawy!), dałam sobie i książce jeszcze kilka rozdziałów. Całe szczęście bo książka okazała się genialna!

Mark to kosmiczny MacGyver  - potrafi stworzyć coś z niczego, naprawić wszystkie sprzęty i nawet wyhodować kosmicznego ziemniaka. Kiedy więc zostaje niechcący porzucony przez członków kosmicznej misji na Marsie, jest w stanie nie tylko przeżyć, ale i obmyślić plan powrotu na Ziemię, prowadząc przy tym pamiętnik, lektura którego sprawiła, że momentami parskałam śmiechem na cały głos. Moi domownicy mieli już serdecznie dość słuchania „zabawnych fragmentów”, których w  książce naprawdę nie brakowało…

Oprócz doskonałej rozrywki „Marsjanin” to także pouczająca lekcja o tym jak istotna w życiu każdego człowieka jest znienawidzona przeze mnie fizyka i chemia. Tym samym, powinien on, obok „Blackout” Marka Elsberga, zostać lekturą obowiązkową w każdym gimnazjum. Gwarantuję Wam, że gdybym wtedy znała treść tych książek, uważałabym na zajęciach zdecydowanie bardziej i kto wie, może teraz pracowałabym w Polskiej Agencji Kosmicznej? Z chęcią przeczytałabym w ramach obowiązkowych książkowych lektur coś ciekawszego, niż „Nad Niemnem”…

Póki co wracam jednak na Ziemię i z niecierpliwością czekam na ekranizację „Marsjanina”. Coś czuję, że będzie to naprawdę dobry film! A kto nie czytał ten trąba ;)

poniedziałek, 6 lipca 2015

Clara Sanchez - "Widok z nieba"



Kiedy otrzymałam od Wydawnictwa Znak propozycję recenzji Clary Sanchez nie wahałam się ani przez chwilę – jak może pamiętacie, miałam już okazję poznać twórczość tej autorki czytając „Skradzioną” (recenzja tutaj) i byłam ciekawa kolejnej opowiedzianej przez nią historii.

„Widok z nieba” opowiada o hiszpańskiej modelce, wiodącej życie o jakim marzą nastolatki na całym świecie. Sława, podróże, luksusowe ubrania i dodatki, wspaniała willa na obrzeżach miasta i kochający mąż. Patricia ma wszystko i doskonale zdaje sobie z tego sprawę, podkreślając zawsze jak bardzo jest szczęśliwa. Nie narzeka, nie analizuje niepotrzebnie zachowania najbliższych jej ludzi, nie martwi się ani przeszłością, ani przyszłością. Po prostu dziecko szczęścia.

Kiedy więc mało co nie ginie w katastrofie lotniczej, a siedząca obok pasażerka w przypływie nadprzyrodzonych mocy oświadcza, że ktoś chce śmierci pięknej modelki, Patricia nie przejmuje się tym za bardzo i szybko wraca do swojej codzienności. Kiedy jednak wokół niej dzieją się dziwne rzeczy, a ilość przykrych niespodzianek i drobnych wypadków staje się coraz bardziej niepokojąca, Patricia musi odnaleźć towarzyszkę podniebnej podróży i z jej pomocą odegnać wiszący nad nią cień…

Osobiście nie przepadam za książkami, które zbytnio odrywają się od rzeczywistości i początkowo byłam lekko zaniepokojona, że książka okaże się dla mnie nie do przejścia. Całe szczęście, magia i mistycyzm są tutaj jedynie tłem i tak naprawdę, podobnie jak bohaterka, nie wiemy czy faktycznie powinniśmy w nią uwierzyć i czy tajemnicza Viviana to wróżka czy może raczej urocza wariatka. Z całą jednak pewnością to właśnie dzięki niej, Patricia staje przed koniecznością zweryfikowania własnego życia i relacji jakie łączą ją z mężem, siostrą, rodziną i kolegami z pracy. Poznając prawdę o swoim życiu, modelka w końcu dojrzewa i po raz pierwszy w życiu staje się samodzielna. Odkrywa bowiem, że widok z nieba jest zupełnie różny od tego, jaki mamy stąpając mocno po ziemi.

Książkę Clary Sanchez czyta się bardzo dobrze i podobała mi się ona bardziej niż „Skradziona”. Wbrew pozorom i pierwszemu wrażeniu, opowiada ona o czymś znaczenie ważniejszym od perypetii kolejnej gwiazdeczki, szukającej pomocy i rozwiązania problemów u wróżki. To opowieść o dojrzewaniu i otwieraniu oczu na otaczającą nas rzeczywistość, o utraci złudzeń i naiwnej niewinności.

Jest to opowieść, którą zdecydowanie polecam, jeżeli jednak moja rekomendacja to dla Was za mało, uprzejmie donoszę, że krytycy są tego samego zdania, a książka została w 2013r. roku nagrodzona prestiżową hiszpańską nagrodą Premio Planeta.



* książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Litera Nova