Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo otwarte. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo otwarte. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 4 października 2018

J.P. Delaney - "W żywe oczy"



Uwielbiam historie nieoczywiste. Takie, które wymykają się utartym schematom, wodzą czytelnika z nos i bawią się konwencją. Niewątpliwie z tym wszystkim mamy do czynienia w książce J.P.Delaneya W żywe oczy.

Po sukcesie znakomicie przyjętej Lokatorki autor serwuje na wznowienie powieści, którą debiutował, a która pierwotnie nie wzbudziła oczekiwanego zainteresowania. I choć lekturę samej Lokatorki wciąż mam przed sobą, wiem już, że autor trafi do grona moich ulubieńców. W żywe oczy to bowiem doskonała rozrywka, od której dosłownie nie mogłam się oderwać.

Główna bohaterka, Clair, jest aktorką, która z uwagi na problemy z wizą zatrudnienie znajduje jedynie w kancelarii prawnej. Jej zadaniem jest uwodzenie mężczyzn na zlecenie ich żon. Ten test wierności nie zawsze jednak toczy się tak, jak powinien i kiedy jedna z klientek ginie, dziewczyna nagle znajduje się w kręgu podejrzanych.

Dokładnie w tym miejscu rozpoczyna się gra autora w kotka i myszkę z czytelnikami. Delaney wodził mnie za nos, jak nikt dotychczas, a ilości zwrotów akcji mógłby mu pozazdrościć nawet Remigiusz Mróz. I choć momentami akcja stawała się już naciągnięta do granic możliwości, a ja gubiłam się już całkowicie, w tym, kto tak naprawdę jest podejrzanym, to nie zmieniło to niczego w efekcie wow, jaki książka we mnie wzbudziła.

W żywe oczy to z pewnością jedna z ciekawszych jesiennych premier, którą z czystym sumieniem gorąco Wam polecam.

* książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Otwartego


środa, 15 lutego 2017

Ingar Johnsrud - "Straceńcy"




Fredrik Beier powrócił. Nieco neurotyczny i mało sympatyczny komisarz norweskiej policji to główny bohater trylogii Ingara Johnsruda, którego polscy czytelnicy mieli okazję poznać wiosną ubiegłego roku w powieści Naśladowcy. Straceńcy, którzy właśnie pojawili się na rynku nakładem Wydawnictwa Otwartego, to kontynuacja przygód policjanta i kolejna porcja skandynawskiego kryminału w doskonałym wydaniu.

Komisarz Beier właśnie opuścił szpital, w którym znalazł się po niepokojącym zdarzeniu. Policjanta znaleziono nieprzytomnego pod domem byłej żony. Był pijany i nafaszerowany lekami, których w ostatnim czasie zażywał zdecydowanie zbyt wiele. Ostatnie śledztwo i tajemnice, które się z nim wiązały odcisnęły na mężczyźnie wyraźne piętno, a wyrzuty sumienia spowodowane śmiercią syna tylko potęgowały jego fatalne samopoczucie. Kiedy Fredrik obudził się w szpitalu, uświadomił sobie, że nie ma pojęcia, jak doszło do tego zdarzenia. Pamiętał jedynie, że pił w jednym z okolicznych barów ze swoim przyjacielem i partnerem z pracy Andreasem. Co spowodowało załamanie?

Tymczasem komisarz Kafa Iqbal właśnie zaczęła prowadzić pierwsze samodzielne śledztwo w sprawie o morderstwo. W domu starej i zamożnej wdowy odnaleziono zwłoki mężczyzny w średnim wieku. Pozornie wydaje się, że śmierć nastąpiła w wyniku nieszczęśliwego wypadku, jednak kolejne wydarzenia wskazują, że zdarzenie może mieć inny charakter, niż zakładano początkowo. Nikt z sąsiadów nie kojarzy mężczyzny, co więcej – nikt nie wie, gdzie podziała się właścicielka rezydencji…

Straceńcy wciągają już od pierwszej strony. Niesamowite zwroty akcji, ciekawe wątki i pomysłowe intrygi sprawiają, że od książki nie sposób się oderwać. Książka Johnsruda to nie tylko doskonała kontynuacja udanego debiutu, ale też mistrzowsko skonstruowana fabuła, która nie pozwala nawet na chwilę oddechu.  Nie mogę zdradzić zbyt wiele, jednak gwarantuję, że tą pozycją nie będą zawiedzeni ani fani mrocznego kryminału, ani książek akcji czy szpiegowskich intryg. W porównaniu do pierwszej części zyskali także bohaterowie, którzy stali się postaciami pełnowymiarowymi z bardziej rozbudowaną sferą emocjonalną i psychiczną. Widać także potencjał na kolejną część, autor bowiem rzuca nam strzępy informacji, które domagają się rozwiązania.

Reasumując gwarantuję, że fani Naśladowców nie będą rozczarowani Straceńcami. Ci zaś, którzy jeszcze nie poznali twórczości norweskiego autora, koniecznie powinni nadrobić swoje braki. Ingar Johnsrud potwierdził bowiem, że należy do czołówki skandynawskich „kryminalistów” i godnie stąpa po śladach Stiega Larssona, do którego jest z resztą porównywany. W moim rankingu plasuje się na wysokiej pozycji, a jego kolejna książka z pewnością znajdzie się na mojej półce już w dniu premiery.

 * książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Otwartego

piątek, 20 stycznia 2017

Nina George - "Księga snów"


Dajecie się czasem oczarować opowieści? Jeśli tak, to koniecznie powinniście przeczytać najnowszą książkę Niny George. Opisana w Księdze snów historia wciąga, odurza i przenosi w zupełnie inny wymiar, wzbudzając wiele emocji i skłaniając do autorefleksji.

Henri Malo Skinner to dziennikarz i dawny korespondent wojenny, który w życiu widział wiele. Tego dnia spieszy się na spotkanie zorganizowane w szkole swojego nastoletniego syna, którego nie miał jeszcze okazji poznać. Po drodze trafia jednak na dziewczynkę tonącą w wodach Tamizy i jako jedyny z grupy gapiów postanawia ją ratować. Ceną za jego odwagę jest jednak groźny wypadek, który sprawia, że mężczyzna wpada w śpiączkę. W szpitalu odwiedza go Sam, niezwykły nastolatek, który świat postrzega zupełnie inaczej niż inni oraz Eddie – kobieta, która całe życie kochała Henriego i choć po rozstaniu z nim ułożyła sobie życie na nowo, nie jest w stanie o nim zapomnieć.

Księga snów to przeplatająca się historia trójki bohaterów, których losy krzyżują się i rozchodzą wielokrotnie. Henri, pogrążony w śpiączce nazywanej przez opiekujący się nim personel wędrówką dusz, zagubiony jest gdzieś pomiędzy światami, życiem i śmiercią, jawną i snem. W czasie kiedy bohater poszukuje właściwej ścieżki, czytelnicy mają okazję poznać jego historię – taką jaką była i taką, jaką mogła się stać. Jego syn, Sam, także znajduje się gdzieś na rozdrożu, trzynastolatek nie jest już bowiem dzieckiem, a wciąż jeszcze nie stał się dorosłym. Stając w obliczu choroby ojca, musi jednocześnie poddać się prozie nastoletniego życia – egzaminom, pretensjom matki czy pierwszej, nieco niekonwencjonalnej, miłości. Eddie zaś musi odpowiedzieć sobie na pytanie kim tak naprawdę jest dla niej Henri. Czy to tylko mężczyzna z przeszłości, który niczym wspomnienie pojawił się na chwilę w jej uporządkowanym świecie, czy może, pomimo cierpienia którego doświadczyła z jego winy, to wciąż jej wielka miłość, której należy się poświęcić?

Najnowsza książka autorki to metafizyczna opowieść o podróży przez życie, o podejmowaniu decyzji i akceptowaniu ich skutków, wybaczaniu sobie i innym popełnionych błędów, a przede wszystkim – o miłości silniejszej nawet od śmierci. To także literacka interpretacja i próba odpowiedzi na pytanie co dzieje się z ludzkim umysłem w czasie śpiączki czy podczas śmierci klinicznej. Chociaż lekarze i naukowcy starają się wciąż na nowo badać i zracjonalizować opisywane przez wybudzonych pacjentów wrażenia, te jednak zdają się wymykać schematom i definicjom. Książkowy Henri ma świadomość stanu w jakim się znajduje i uporczywie walczy o powrót do rzeczywistości. Jego metaforyczna podróż przez morze, to tak naprawdę próba podsumowania życia i rozliczenia się z błędami przeszłości.

Księga snów nie wpisuje się w kanon lektur, po jakie sięgam najchętniej. Być może moje zachwyty nad nią wywołał swego rodzaju urok nowości, jednak uważam, że historia Henriego warta jest poznania. Po raz pierwszy od dawna podczas lektury wynotowywałam sobie całe fragmenty tekstu, przesyłałam cytaty znajomym i po kilka razy wracałam do przeczytanych zdań, co dla mnie stanowi największą rekomendację. Książkę gorąco polecam jako opowieść wartą przeczytania i zapamiętania. U mnie wędruje ona na półkę tych ulubionych, do których z pewnością jeszcze kiedyś wrócę.     

 * książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Otwartego