Ostatni długi weekend spędziłam w doskonałym towarzystwie
mojej ulubionej Camilli Läckberg. Autorka długo kazała czekać na kolejną wizytę
u bohaterów z Fjällbacki, a kiedy w końcu „Pogromca lwów” powstał, jego polski
wydawca testował cierpliwość czytelników – na facebook’owym koncie autorki
ukazywały się wiadomości o premierach książki w praktycznie całej Europie, a
Polacy wciąż czekali… Nie ukrywam, że pozostawiło w to we mnie pewien niesmak
ale i zaostrzyło apetyt na lekturę. Na szczęście, po długim oczekiwaniu,
doczekałam się i tuż po premierze zabrałam się za czytanie.
Istnieje grupa autorów, których książki czytam w ciemno –
wiem, że się na nich nie zawiodę i że niezależnie od wszystkiego, będą oni utrzymywać
stały, wysoki poziom. Co oczywiste, Camilla Läckberg zalicza się do nich i jako
moja pierwsza kryminalna miłość stanowi punkt odniesienia dla innych autorów
tego gatunku. I tak, przynajmniej dla mnie, znakomita skądinąd Katarzyna
Puzyńska zawsze będzie jedynie „polską Läckberg”, a Charlotte Link będzie tylko
prawie tak dobra jak Szwedka.
Na „Pogromcach lwów” się nie zawiodłam, a autorka
potwierdziła swoje mistrzostwo. Książka jest jak powrót do dawno niewidzianych przyjaciół,
których zastajemy w kolejnym etapie ich życia – Erica i Patrik przeżywają trudy
„buntu dwulatków”, Anna walczy o swoje małżeństwo, a Martin stara się pozbierać
po śmierci ukochanej żony. Jednocześnie Fjällbacką po raz kolejny wstrząsa
zbrodnia – zaginiona kilka miesięcy wcześniej nastolatka zostaje potrącona w
środku lasu przez samochód, a wyniku doznanych obrażeń umiera. Okazuje się
jednak, że przed wypadkiem była ona okrutnie okaleczona – pozbawiono ją
najważniejszych dla człowieka zmysłów (tutaj nie mogłam się odpędzić od porównań
z motywem trzech mądrych małpek z "Więcej czerwieni" K.Puzyńskiej).
Patrik i jego koledzy muszą nie tylko odpowiedzieć na
pytanie, kto dopuścił się takiego okrucieństwa, ale również spróbować odnaleźć
pozostałe zaginione nastolatki.
Erica tymczasem stara się odkryć co wydarzyło się w
opuszczonym domu i czy Leila – kobieta, którą odwiedza w pobliskim więzieniu,
jest faktycznie morderczynią i wyrodną matką, czy może za historią sprzed
kilkudziesięciu lat kryje się niewyjaśniona dotąd tajemnica.
„Pogromca lwów” to uczta dla czytelniczych zmysłów i
kolejna perełka w dorobku Läckberg. Książkę polecam każdemu, jako kolejny dowód
na to, że nikt nie pisze tak doskonałych kryminałów, jak ta szwedzka autorka.
Do Fjällbacki z książkową wizytą mam nadzieję wpaść jak najszybciej, a kto wie –
może kiedyś uda mi się pojechać tam naprawdę?