Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminał retro. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminał retro. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 10 maja 2018

Jo Nesbø - "Macbeth"


Chyba wszyscy znają losy Makbeta, głównego bohatera dramatu Szekspira, który w pogoni za spełnieniem przepowiedni zatracił się i zamienił w żądnego krwi potwora. Znamy losy króla, którego miejsce zajął, rolę Lady Makbet w całej historii i żałujemy wiernego Banquo, kiedy zdradza go  przyjaciel. Czy powszechnie znaną historię można  zbudować na nowo i to tak, by czytelnik wciąż zastanawiał się, co zdarzy się w kolejnym rozdziale? Jo Nesbø  udowadnia, że tak. I choć to pierwsza przeczytana przeze mnie książka z Projektu Szekspir,, w ramach którego znani autorzy tworzą własne wersje dzieł znakomitego dramaturga, wiem już, że sięgnę po kolejne.

Tytułowy Macbeth jest szefem Gwardii, specjalnej jednostki uderzeniowej policji i to w mieście, w którym jej rola nie może być większa. Targane biedą, korupcją i wszechobecnymi narkotykami, staje się ono areną walki o wpływy dwóch grup zaopatrujących miejscowych ćpunów. Nowy komendant policji, Duncan, rozsiewa wśród mieszkańców wizję walki z układami i miejscowymi gangami i choć wydaje się sprawiedliwy i niezależny od wpływów, wciąż nie ma wystarczającej siły przebicia – przyjechał z Kapitolu, należy niewątpliwie do miejscowej elity i nie rozumie problemów miejscowej ludności. Kiedy Gwardia na czele z Macbethem odnosi sukces w walce z North Riders i zapobiega przejęciu przez nich sporego ładunku narkotyków, komendant postanawia awansować pochodzącego ze społecznych nizin Macbetha na szefa połączonych oddziałów przestępczości zorganizowanej i narkotykowego. Nie wie, że tym samym spełnia przepowiednię złożoną mężczyźnie przez tajemnicze Siostry i rozpoczyna serię wydarzeń, od których nie będzie już odwrotu.

Macbeth to genialnie napisany kryminał, który niczym nie odbiega od pozostałych książek Nesbø, w tym tych, z uwielbianym przez tłumy Harrym Hole. Nakreślone przez niego postacie, choć wierne szekspirowskim pierwowzorom, pozostają bliskie współczesnemu czytelnikowi, który odnajduje w nich echa własnych grzechów i słabości. Nie sposób również uciec od porównań pomiędzy Harrym Hole, a Macbethem, którzy obaj targani nałogami, choć pozornie podobni, różnią się diametralnie. Pozostaje tylko pytanie, czy Macbeth byłby Macbethem bez swojej Lady? To ona skutecznie podsyciła w nim najniższe instynkty i pchnęła do zbrodni.

Reasumując, klasyczny dramat szekspirowski w wydaniu skandynawskiego autora, choć wierny fabule oryginału, uzyskał świeże i niezwykle mroczne wydanie. Z lektury książki zadowoleni będą nie tylko fani Nesbø, ale również czytelnicy zainteresowani Projektem Szekspir i postacią historycznego dramaturga. 

* książka zrecenzowana dla portalu lubimyczytać.pl


środa, 11 stycznia 2017

Remigiusz Mróz - "Świt, który nie nadejdzie"


O Remigiuszu Mrozie słyszeli już chyba wszyscy. Nawet jeżeli nie przeczytaliście jeszcze żadnej z jego książek, to pewnie trafiliście na ich reklamę w prasie czy internecie. Nie sposób również wejść do jakiejkolwiek księgarni (w tym internetowej), w której choćby jedna z jego książek nie byłaby wyeksponowana na półce z bestsellerami czy „gorącymi” nowościami. Trzeba przyznać, że różnorodność i częstotliwość wydawanych przez autora książek może zaskakiwać. Coraz częściej pojawiają się jednak głosy, które podchodzą do pisarza sceptycznie, zarzucając mu zbytni pośpiech, który niestety odbija się na jakości wydawanych tomów. Czy słusznie?

Świt, który nie nadejdzie to kolejna z książek Mroza, która przenosi nas do przeszłości. Tym razem autor zabiera nas do stolicy Polski, która właśnie odbudowuje się po I wojnie światowej i wielu latach zaborów. W mroczny półświatek Warszawy XX-lecia międzywojennego wkracza bokser z mroczną przeszłością, niejaki Ernest Wilmański. Już pierwszego dnia pobytu w mieście, tuż po wyjściu z pociągu, wpędza się on w kłopoty, ratując pannę w opałach, której daleko jednak do niewinnego dziewczęcia. Stając w jej obronie pięściarz naraża się jednej z najgroźniejszych organizacji przestępczych – słynącym z okrucieństwa Bannikom. Czy Ernest poradzi sobie z nadciągającymi problemami i jaka w tym będzie rola pewnej pełnej ideałów policjantki? Tego dowiemy się na ponad 500 stronach powieści.

Niestety, Świt, który nie nadejdzie to kolejna książka autora, którą jestem nieco rozczarowana. Ernest Wilmański nie przypadł mi do gustu, a jego przygody nie okazały się dla mnie wciągające. Książka, w mojej ocenie, jest jeszcze słabsza niż W cieniu prawa i nieomal pokusiłabym się o stwierdzenie, że powieści historyczne autorowi po prostu nie wychodzą, gdybym w pamięci nie miała doskonałego Parabellum, którą to trylogię po prostu uwielbiam i uważam za jedne z lepszych książek autora. Zdaję sobie bowiem sprawę, że przy takiej ilości wydawanych powieści nie sposób, żeby wszystkie były równe i słabsze momenty po prostu muszą się zdarzać. Tym razem jednak zaprezentowana fabuła mnie rozczarowała i zupełnie nie wciągnęła. Coś, co miało być „mroczną opowieścią o międzywojennej przestępczej Warszawie”, okazało się mało wciągającą historią człowieka, który niby chciałby zmienić swoje życie, ale w sumie to aż tak mu nie zależy. A jak już nie może być praworządnym obywatelem, to chociaż zrobi trochę zamieszania w lokalnym półświatku.

Przykro mi, ale po autorze tego kalibru spodziewałam się o wiele więcej. Wiem, że Remigiusz Mróz potrafi zaskoczyć zwrotami akcji i stworzyć pełnokrwistych bohaterów, których kochamy albo nienawidzimy. Tym razem tego wszystkiego, co stanowi o fenomenie autora, zabrakło, a uczucia po lekturze pozostały wyłącznie letnie. Wiem jednak, że spadek literackiej formy był chwilowy, ponieważ już wydany niemalże w tym samym czasie Behawiorysta porywa i zapiera dech w piersiach. Czekam z utęsknieniem na powieść historyczną autora, która w moim prywatnym rankingu będzie mogła powalczyć o laur pierwszeństwa z doskonałą trylogią Parabellum, a póki co ostrzę moje czytelnicze kły na mające dziś premierę Wotum nieufności, reklamowane jako polskie House of cards.

* książka przeczytana dzięki uprzejmości wydawnictwa Czwarta Strona


piątek, 29 lipca 2016

Remigiusz Mróz - "W cieniu prawa"



Kolejna, piąta wydana w tym roku książka Remigiusza Mroza przenosi nas do austriackiego dworku z początków XX wieku, który staje się tłem do kryminalnych manipulacji, rodzinnych rozgrywek i typowych dla autora nagłych zwrotów akcji.

Erik Landecki, miejscowy rozrabiaka i syn zmarłej niedawno mieszkanki pobliskiej wsi, nieoczekiwanie otrzymuje pracę pucybuta na dworze Raisental, należącym do szlacheckiej rodziny von Reigner. Pan domu, dumny i władczy baron Hendrik von Reigner ma dwóch synów, starszego Juliusa, na którym spoczywa obowiązek zapewnienia ciągłości roku, a który jednocześnie jest nieodpowiedzialnym hulaką, niedającym rękojmi prawidłowego zarządzania rodową fortuną oraz młodszego Marca-Oliviera, który choć zupełnie inny niż brat, sam również ma jedną wadę – zupełnie nieodpowiednią narzeczoną Sophie. Kiedy pierwszej nocy po zatrudnieniu Erika, dziedzic rodu zostaje znaleziony zamordowany we własnej komnacie, cała odpowiedzialność za śmierć panicza spada na nowoprzybyłego pucybuta. Na pytanie kto i dlaczego zabił Juliusa będzie musiał odpowiedzieć Erik, którego życie zależeć będzie od rozwiązania kryminalnej zagadki.

Jak zwykle przy opisywaniu kryminału powyższy opis to dopiero zalążek fabuły. I choć książka jest przyjemna w odbiorze i czyta się ją bardzo dobrze, jest to jednocześnie najsłabsza z przeczytanych przeze mnie powieści autora. Tym razem mam bowiem wrażenie, że historia okazała się nieskładna. Niejasne rozwiązania prawne dotyczące dziedziczenia (tutaj nie wchodzę zbyt głęboko, rozbiorowe przepisy prawne do dzisiaj są koszmarem wszystkich prawników zajmujących się regulowaniem sytuacji prawnych nieruchomości i prawem spadkowym), nagłe zwroty akcji, które nie zostały wyjaśnione w książce i tak naprawdę nie wiadomo, czy są one dziełem przypadku czy intrygą bohaterów, a wreszcie nierozwiązana zagadka kryminalna i zupełnie nierealne zakończenie – to wszystko sprawia, że książka do najlepszych tego autora nie należy.

Żałuję, że Remigiusz Mróz nie popracował bardziej nad sylwetkami bohaterów, ponieważ tym razem zamiast wyrazistych postaci w typie Chyłki, Frosta czy Leitnera otrzymaliśmy płaską Sophie, nijakiego Erika, czy wreszcie postać Öllego, o którym chyba nawet sam autor nie wie, czy należał w końcu do tych dobrych, czy też złych.

Niestety, W cieniu prawa mnie zawiodło i to pomimo tego, iż napisana została w jednym z moich ulubionych gatunków literackich. O tym, że autor potrafi pisać świetne książki historyczne świadczy chociażby trylogia Parabellum, którą uważam za jedną z lepszych w wykonaniu autora i tak naprawdę trudno mi powiedzieć, co zawiniło tym razem. Zbyt wiele zwrotów akcji? Nie sądzę, bo i tę sztukę autor opanował od perfekcji – zazwyczaj potrafi niesamowicie zaplątać fabułę i wyjść z tego obronną ręką. Tym razem jednak zbyt wiele wątków pozostało otwartych, a rozwiązania tych zamkniętych zupełnie do mnie nie przemawiają.

Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że książkę, jak to zwykle w przypadku tego autora, czytało mi się bardzo dobrze. Lekka kryminalna historia osadzona w ciekawych czasach, ma naprawdę spory potencjał i żałuję, że autor nie poświęcił jej nieco więcej czasu i uwagi. W żaden sposób nie wpływa to jednak na pozycję Remigiusza Mroza na liście moich ulubionych polskich autorów, gdzie póki co pozostaje niezagrożony. A że kolejna część przygód Chyłki ma pojawić się w księgarniach już niedługo, mam nadzieję, że w te wakacje zostanę jeszcze zmrożona;)

* książka przeczytana dzięki uprzejmości wydawnictwa Czwarta Strona