Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fredrik beier. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fredrik beier. Pokaż wszystkie posty

środa, 15 lutego 2017

Ingar Johnsrud - "Straceńcy"




Fredrik Beier powrócił. Nieco neurotyczny i mało sympatyczny komisarz norweskiej policji to główny bohater trylogii Ingara Johnsruda, którego polscy czytelnicy mieli okazję poznać wiosną ubiegłego roku w powieści Naśladowcy. Straceńcy, którzy właśnie pojawili się na rynku nakładem Wydawnictwa Otwartego, to kontynuacja przygód policjanta i kolejna porcja skandynawskiego kryminału w doskonałym wydaniu.

Komisarz Beier właśnie opuścił szpital, w którym znalazł się po niepokojącym zdarzeniu. Policjanta znaleziono nieprzytomnego pod domem byłej żony. Był pijany i nafaszerowany lekami, których w ostatnim czasie zażywał zdecydowanie zbyt wiele. Ostatnie śledztwo i tajemnice, które się z nim wiązały odcisnęły na mężczyźnie wyraźne piętno, a wyrzuty sumienia spowodowane śmiercią syna tylko potęgowały jego fatalne samopoczucie. Kiedy Fredrik obudził się w szpitalu, uświadomił sobie, że nie ma pojęcia, jak doszło do tego zdarzenia. Pamiętał jedynie, że pił w jednym z okolicznych barów ze swoim przyjacielem i partnerem z pracy Andreasem. Co spowodowało załamanie?

Tymczasem komisarz Kafa Iqbal właśnie zaczęła prowadzić pierwsze samodzielne śledztwo w sprawie o morderstwo. W domu starej i zamożnej wdowy odnaleziono zwłoki mężczyzny w średnim wieku. Pozornie wydaje się, że śmierć nastąpiła w wyniku nieszczęśliwego wypadku, jednak kolejne wydarzenia wskazują, że zdarzenie może mieć inny charakter, niż zakładano początkowo. Nikt z sąsiadów nie kojarzy mężczyzny, co więcej – nikt nie wie, gdzie podziała się właścicielka rezydencji…

Straceńcy wciągają już od pierwszej strony. Niesamowite zwroty akcji, ciekawe wątki i pomysłowe intrygi sprawiają, że od książki nie sposób się oderwać. Książka Johnsruda to nie tylko doskonała kontynuacja udanego debiutu, ale też mistrzowsko skonstruowana fabuła, która nie pozwala nawet na chwilę oddechu.  Nie mogę zdradzić zbyt wiele, jednak gwarantuję, że tą pozycją nie będą zawiedzeni ani fani mrocznego kryminału, ani książek akcji czy szpiegowskich intryg. W porównaniu do pierwszej części zyskali także bohaterowie, którzy stali się postaciami pełnowymiarowymi z bardziej rozbudowaną sferą emocjonalną i psychiczną. Widać także potencjał na kolejną część, autor bowiem rzuca nam strzępy informacji, które domagają się rozwiązania.

Reasumując gwarantuję, że fani Naśladowców nie będą rozczarowani Straceńcami. Ci zaś, którzy jeszcze nie poznali twórczości norweskiego autora, koniecznie powinni nadrobić swoje braki. Ingar Johnsrud potwierdził bowiem, że należy do czołówki skandynawskich „kryminalistów” i godnie stąpa po śladach Stiega Larssona, do którego jest z resztą porównywany. W moim rankingu plasuje się na wysokiej pozycji, a jego kolejna książka z pewnością znajdzie się na mojej półce już w dniu premiery.

 * książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Otwartego

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Ingar Johnsrud - "Naśladowcy"


Mój kryzys czytelniczy rośnie w siłę, a stosy książek do przeczytania „na już” piętrzą się niebezpiecznie i grożą zawaleniem się na moją głowę. Mam jednak nadzieję, że wraz z końcem nerwowego oczekiwania na wyniki egzaminu, skończy się też moje roztrzepanie. Byle do środy! A póki co, wracam po tygodniowej nieobecności z recenzją książki, na którą bardzo czekałam i której otrzymanie tuż przed Świętami, było dla mnie najlepszym prezentem od Zajączka.

Naśladowcy Ingara Johnsruda mają doskonały marketing. Vincent V. Severski porównuje autora do „Jo Nesbø w świecie Stiega Larssona”, a jak dobrze wiecie,  ja już wielokrotnie publicznie deklarowałam swoje uwielbienie dla obu tych autorów. Ich zmieszanie powinno doprowadzić mnie do czytelniczej ekstazy, ale czy tak się stało?

Fredrik Beier, komisarz norweskiej policji, a zarazem główny bohater książki, różni się innych kryminalnych gliniarzy. Nie jest alkoholikiem, nie jest też chamski i bezczelny i bynajmniej nie czuje się superbohaterem. Po traumie z przeszłości, w trudnych i stresujących sytuacjach zdarzają mu się ataki paniki, czym zdecydowanie traci w oczach swojego nastawionego na sukces i rozgłos przełożonego. Za jego sprawą nie awansuje i wciąż pracuje w sekcji ds. osób zaginionych. Kiedy jednak zaginięcie swojej córki zgłasza wiceszefowa partii, która wkrótce obejmie władzę w kraju, Fredrik zdaje sobie sprawę, że to śledztwo będzie inne niż zwykle. Tym bardziej, że kilka dni po zgłoszeniu w siedzibie sekty, w której najprawdopodobniej przebywała córka przyszłej wicepremier, dochodzi do brutalnego ataku…

Kto bestialsko zamordował członków sekty? Czym zajmowano się w jej tajnym laboratorium? Kim jest morderca bez twarzy? A w końcu, jak to wszystko łączy się z eugeniką i wydarzeniami z czasów II wojny światowej? Na te i wiele innych pytań, odpowiedzieć będzie musiał Beier i jego współpracownicy na blisko 520 stronach Naśladowców, a wnioski do których dojdą, dalekie będą od tych, które początkowo podsuwa nam autor.

Naśladowcy to bardzo dobry debiut uznanego norweskiego dziennikarza, a zarazem pierwsza część zapowiadanej trylogii. Przemyślana intryga, wielowątkowe śledztwo i ciekawi, autentyczni bohaterowie to niewątpliwie atuty tej książki. Fabularnie faktycznie widzę pewne nawiązania do twórczości Larssona, choć książka, w mojej ocenie, nie jest tak dobra jak Millenium (bądźmy jednak szczerzy, póki co ciężko byłoby mi wskazać coś na tak wysokim poziomie).  Jonhnsrud trzyma jednak niewątpliwie dobry poziom i wiem, że fani gatunku nie będą nią zawiedzeni. Porównaniami do Nesbø jestem jednak szczerze zaskoczona. Ani bowiem język, ani sposób prowadzenia akcji, ani wreszcie sylwetka głównego bohatera, nie są w prozie obu autorów nawet do siebie zbliżone. Zdaję sobie jednak sprawę, że tak jak damskie „kryminalistki” najlepiej sprzedaje porównanie co Camilli Läckberg, tak mężczyzn na wyżyny znosi Jo Nesbø. Ot, czysty marketing.

Mogę jednak z czystym sumieniem napisać, że tak jak w przypadku głośnej kilka miesięcy temu Dziewczyny z pociągu tylko marketing napędzał sprzedaż dość przeciętnej książki, tak w przypadku Naśladowców fabuła broni się sama. I żaden fan skandynawskiego kryminału, czy to w wykonaniu Larssona czy Nesbø, nie będzie książką rozczarowany, tak jak i ja nie byłam.

* książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Otwartego