niedziela, 12 lipca 2015

Andy Weir - "Marsjanin"


Jakiś czas temu na obserwowanych przeze mnie blogach książkowych, aż zaroiło się od recenzji „Marsjanina” Andy’ego Weir’a i zdjęć blogerów w tekturowych kaskach. Mój blog nie działał wtedy jeszcze zbyt prężnie więc akcja niestety mnie ominęła, a i tematyka książki nie powalała na kolana, zdecydowałam się więc przeczytać ją przy okazji, o ile kiedykolwiek wpadnie mi w ręce. Teraz, kiedy zaczyna się robić głośno o jej ekranizacji, stwierdziłam, że najwyższa pora na odrobinę kosmosu. Szczęśliwie dla mnie, moja wspaniała miejska biblioteka już ją miała i co tu dużo pisać – książka okazała się ogromną niespodzianką.

Mark’a Watney’a, czyli tytułowego Marsjanina, poznałam podczas pięknego urlopowego popołudnia i początkowo nie była to udana znajomość. Miałam ochotę odłożyć książkę na półkę i sięgnąć po coś bardziej w moim guście, niezawierającego żadnych nudnych kosmicznych wiadomości i ani odrobiny przedmiotów ścisłych. Ale ponieważ nie lubię się poddawać i jest zaledwie kilka książek, przez które nie udało mi się jeszcze przebrnąć (wciąż mam mocne postanowienie poprawy!), dałam sobie i książce jeszcze kilka rozdziałów. Całe szczęście bo książka okazała się genialna!

Mark to kosmiczny MacGyver  - potrafi stworzyć coś z niczego, naprawić wszystkie sprzęty i nawet wyhodować kosmicznego ziemniaka. Kiedy więc zostaje niechcący porzucony przez członków kosmicznej misji na Marsie, jest w stanie nie tylko przeżyć, ale i obmyślić plan powrotu na Ziemię, prowadząc przy tym pamiętnik, lektura którego sprawiła, że momentami parskałam śmiechem na cały głos. Moi domownicy mieli już serdecznie dość słuchania „zabawnych fragmentów”, których w  książce naprawdę nie brakowało…

Oprócz doskonałej rozrywki „Marsjanin” to także pouczająca lekcja o tym jak istotna w życiu każdego człowieka jest znienawidzona przeze mnie fizyka i chemia. Tym samym, powinien on, obok „Blackout” Marka Elsberga, zostać lekturą obowiązkową w każdym gimnazjum. Gwarantuję Wam, że gdybym wtedy znała treść tych książek, uważałabym na zajęciach zdecydowanie bardziej i kto wie, może teraz pracowałabym w Polskiej Agencji Kosmicznej? Z chęcią przeczytałabym w ramach obowiązkowych książkowych lektur coś ciekawszego, niż „Nad Niemnem”…

Póki co wracam jednak na Ziemię i z niecierpliwością czekam na ekranizację „Marsjanina”. Coś czuję, że będzie to naprawdę dobry film! A kto nie czytał ten trąba ;)

11 komentarzy:

  1. Książka niestety nie jest moim gatunkiem, więc się nie skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tak myślałam i nawet nie wiesz jak się zdziwiłam w trakcie czytania. Ona naprawdę wciąga:)

      Usuń
  2. Obejrzę ekranizację, ale książki na razie nieco się obawiam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma czego się bać! Spodoba Ci się! Nie może być inaczej;)

      Usuń
  3. Nie wiem, czy na książkę się skuszę, bo ostatnio czytam cztery powieści ''na raz'' i w dalszym ciągu nie mogę wyjść z moich zaległości, ale ekranizację ''Marsjanina'' chętnie bym obejrzała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jest jakiś książkoholik bez zaległości? Ja niedługo utopię się w nieprzeczytanych stosach:P

      Usuń
  4. I Tobie też się podobała? No wiesz!
    Teraz to mi dałaś do myślenia... ;)
    Ekranizację obejrzę na pewno, no bo to Matt Damon przecież ;) A książkę - teraz już wiem - też muszę przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musisz!
      Sama jestem zaskoczona, że podobało mi się tak bardzo! Bez porównania z wyczekiwanym przeze mnie "Co by było gdyby?" - które spadło z kolejki do zrecenzowania, żeby zrobić miejsce na "Marsjanina";)

      Usuń
  5. Początkowo nie byłam zainteresowana, ale teraz zmieniłam zdanie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo mnie to cieszy - myślę, że się nie zawiedziesz:)

      Usuń
  6. Uwielbiam tą książkę! Mark Watney dodaje jej uroku :)
    Justyna z livingbooksx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń