Pokazywanie postów oznaczonych etykietą biografia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą biografia. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 28 marca 2016

Luca Dotti - "Audrey w domu"



O tym, że Audrey Hepburn była ikoną kobiecej klasy i piękna, ideałem w oczach wielu i ponadczasową gwiazdą, nie trzeba nikogo przekonywać. Obok Marilyn Monroe to właśnie jej twarz zdobi nie tylko obrazy czy plakaty, ale również kalendarze, zeszyty czy etui na telefony. Biografii tej wspaniałej kobiety było już wiele, powstał nawet film o jej życiu. Czy można więc było napisać jeszcze coś nowego i ciekawego? Czy da się jeszcze zaskoczyć fanów aktorki?

by Mel Ferrer, Audrey Hepburn Estate Collection

Audrey w domu udowadnia, że taka możliwość istnieje. Ta biografia jest inna niż wszystkie, nie tylko z uwagi na jej treść, ale przede wszystkim z powodu autora. Luca Dotti to młodszy syn Audrey Hepburn, ten, dla którego gwiazda swego czasu rzuciła hollywoodzkie życie i została stateczną włoską żoną i matką. Taki właśnie obraz Audrey – domowej, intymnej i zupełnie innej niż ta, która obecna jest w świadomości tłumów, pragnął pokazać autor w swojej książce. Jak sam wskazał we wstępie, inspiracją do biografii matki, stał się plakat, który zawisł na ścianie pokoju jego najstarszego syna. Było to chyba najsłynniejsze zdjęcie aktorki z kultowego filmu  „Śniadanie u Tiffany’ego”, w którym gwiazda, w wieczorowej sukience, skrywała się za wielkimi czarnymi okularami i wpatrywała w witrynę słynnego jubilera. Na pytanie ojca, co to zdjęcie robi na jego ścianie, Vinzenzo Dotti z dziecięcą szczerością odparł, że to przecież jego babcia.

Luca Dotti książkę dedykuje właśnie swoim dzieciom, bo to im przede wszystkim próbuje pokazać, kim tak naprawdę była Audrey. Mało w niej zdjęć czy plakatów z kolejnych filmów czy publicznych występów, nie brakuje natomiast rodzinnych scen, pamiątek z wakacji czy kulinarnych zapisów. Ukazana na kartach książki Audrey to nie hollywoodzka ikona, ale kochająca matka, przyjaciółka czy kochanka. Dzięki tej biografii nie poznamy kolejnych plotek z kulisów powstawania „My Fair Lady” czy „Rzymskich wakacji”, nie zagościmy też na oskarowej gali. Będziemy jednak mieli niepowtarzalną okazję usiąść z Audrey Hepburn przy wielkanocnym stole czy odprężyć się wraz z nią po powrocie do domu z kolejnej podróży.

Audrey Hepburn Estate Collection
 
Książka posiada ciekawą formę, która również wyróżnia ją na tle innych biografii aktorki. Rozdziały wskazują na najważniejsze etapy życia Audrey i miejsca szczególnie bliskie jej sercu. Podrozdziały zaś, to nic innego jak kolejne dania kulinarne, które odgrywały ważną rolę w jej życiu. Autor, dzięki odnalezionemu notesowi z kulinarnymi przepisami zbieranymi przez Audrey, przypomniał sobie najważniejsze smaki dzieciństwa i postanowił podzielić się nimi z czytelnikami. Teraz więc, nie tylko dowiemy się, jaki makaron uwielbiała Audrey i co stanowiło jej ulubiony deser, ale dodatkowo będziemy mogli przygotować sami identyczne dania i poczuć się choć przez chwilę, jak aktorka zasiadająca przy stole w swojej ukochanej La Paisible.

© Bob Willoughby/MPTV Images

Myślę, że fanów autorki nie trzeba dłużej przekonywać do zapoznania się z książką. Biorąc pod uwagę, że od jej premiery minęło już kilka tygodni, z pewnością mają ją oni na swoich półkach. Tym natomiast, dla których Audrey Hepburn jest jedynie znana twarzą z dawnych lat, Audrey w domu mogę polecić jako pięknie wydaną książkę kulinarną, w której znajdziecie niezwykłe połączenie kuchni holenderskiej, włoskiej, szwajcarskiej i amerykańskiej – prawdziwe multikulti;) 

Ja sama książką jestem oczarowana i z pewnością sięgnę po nią jeszcze nie raz. Kto wie, może wzorem Audrey pocieszę się kawałkiem ciasta czekoladowego jej przepisu albo przyjmę gości podając im penne alla vodka?

 * książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego

wtorek, 2 lutego 2016

Dawid Ebershoff - "Dziewczyna z portretu"


Dziewczyna z portretu Davida Ebershoff’a zainteresowała mnie swoim oryginalnym tematem i zbliżającą się ekranizacją. Do tego zdjęcie na „filmowej” okładce nowego wydania książki działa na mnie wręcz hipnotyzująco i kiedy dostałam propozycję jej zrecenzowania, nie wahałam się ani przez chwilę.

Tematem książki jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia małżeństwa dwójki malarzy Grety i Einara Wegenerów, którym przyszło się zmierzyć z niezwykłym wyzwaniem – pierwszą na świecie operacją zmiany płci. Einar, choć szczerze kochał Gretę, od dziecka czuł, że jest inny niż wszyscy. Kiedy jego żona poprosiła go o pozowanie w damskiej sukience, artysta zrozumiał, że wykreowana na potrzeby sztuki Lily, jest tak naprawdę ukrytą na dnie świadomości jego drugą tożsamością…

Książka w sposób szczegółowy opisuje jak wyglądała transformacja Einera w Lily, i to nie tylko w sferze anatomicznej, ale przede wszystkim w sferze psychiki bohatera. Pokazuje, że tak naprawdę cały ten proces odbywał się gdzieś poza wolą czy świadomością Einera, gdzie jego żeńska tożsamość często wypierała istnienie męskiego odpowiednika.

Dziewczyna z portretu to także historia Grety – kobiety, która kochała i w tej miłości dawała wolność, chociaż chwilami wydawać jej się mogło, że całe życie wymyka jej się z rąk. Coś, co miało być chwilową zabawą, inspiracją i spełnieniem fantazji, nagle stało się bardziej rzeczywiste, niż prawda. A w pewnym momencie okazało się wręcz, że do dawnego życia nie ma już powrotu…

Historia tego małżeństwa jest niezwykła i stanowi temat do głębokiej refleksji. To dobra lekcja tolerancji dla inności i miłości mimo wszystko. Jeżeli chodzi jednak o sposób jej opisania, mam tutaj pewne zastrzeżenia. Przebrnięcie przez pierwsze 100 stron książki, było dla mnie jak droga przez mękę, historia wydawał mi się bowiem chaotyczna i nieskładna, bohaterowie niezrozumiali, a narracja męcząca. W pewnym momencie jednak, tak jak w Einerze zaczęła dojrzewać Lily, tak i ja zaczęłam przekonywać się do tej historii. Wciąż uważam, że jest ona zbyt rozwlekła i momentami chaotyczna, a części wydarzeń musimy się domyślać, jednak ostatecznie stwierdzam, że warta była ona przeczytania i przebrnięcia przez trudny początek.

W przypadku tej historii mam jednak wrażenie, że ekranizacja sprawdzi się lepiej niż książka. Chociaż filmu jeszcze nie widziałam, z pewnością to nadrobię, chociażby dla Eddie’go Redmayn’a, który do roli Einera pasuje mi wręcz idealnie, a po roli w „Filarach ziemi” jestem pewna, że jego gra aktorska będzie na najwyższym poziomie. Nie wiem czy twórcy filmu opierali się na książce, czy tylko na biografii jej autentycznych przecież bohaterów, jednak już w zwiastunie widać, że historia opowiedziana została w sposób nieco inny, przez co wydaje mi się bardziej wiarygodna. Mam też wrażenie, że obraz i gra aktorów, sprawdzi się w przypadku tej opowieści lepiej, niż chwilami rozwlekłe i niezrozumiałe opisy autora książki. 

* książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Literanova

niedziela, 13 grudnia 2015

Marta Szreder - "Lolo"


Kim jest morderca? Zwyrodnialcem, pozbawionym empatii i jakichkolwiek zahamowań? A może brutalem, który siłą próbuje pokazać innym jaki jest ważny, nie licząc się z konsekwencjami swoich czynów?

Historia seryjnego mordercy, jakiego w latach 60-tych ubiegłego wieku bał się cały Kraków, czyli tzw. Wampira, pokazuje, że powyższe skojarzenia są wyłącznie stereotypami. Prawdziwy morderca może być skromnym i nieśmiałym chłopakiem z Twojej klasy, kolegą ze sportowych zajęć, a nawet Twoim synem.

Marta Szreder opisuje groźnego krakowskiego mordercę, Karola Kota, w sposób w jaki opisać moglibyśmy pierwszego z brzegu nastolatka.  To młody chłopak, który stara się o akceptację w klasie, pragnie wyzwolić się spod skrzydeł nadopiekuńczej matki i marzy o zdobyciu serca pewnej studentki ASP. Jak więc doszło do tego, że Karol miał na sumieniu dwie ofiary śmiertelne, 10 ciężko rannych osób i 4 podpalenia? Czy winę za jego zachowanie można przypisać rodzicom czy nauczycielom? Czy istnieje jakiekolwiek usprawiedliwienie dla jego zachowania?

Lolo pokazuje, że żadna z odpowiedzi na powyższe pytania nie jest oczywista. Książka napisana jest w sposób, który sprawia, iż wydaje się ona zwykłą historią chłopaka z sąsiedztwa. Żadną miarą nie może zostać uznana za thriller czy kryminał, nie budzi bowiem napięcia i nie prowokuje do rozwiązania zagadki, stanowi raczej doskonałą powieść psychologiczną czy nawet obyczajową. Zbrodnia opisana jest w niej niejako mimochodem, pojawia się pomiędzy opisami pierwszej randki i zawodów sportowych. Od zamordowania staruszki ważniejsze wydaje się odrzucenie zalotów Karola przez jego ukochaną i brak odpowiedniego garnituru na bal maturalny.

Marta Szreder w niezwykle wiarygodny sposób przedstawia nam sylwetkę mordercy, który nie jest wyłącznie bestią, ale również człowiekiem z krwi i kości. Prowokuje ona do zadania sobie pytania, czy zło nie czai się tak naprawdę w każdym z nas? Może czeka ono, aż tamy pękną i wyleje się z nas cała gorycz?

Postać Karola Kota, jak i jego przedstawienie przez Martę Szreder w Lolo stało się inspiracją do nakręcenia Czerwonego pająka w reżyserii Marcina Koszałki, na który mam nadzieję uda mi się wybrać w najbliższym czasie. Dla mnie książka stała się inspiracją do zagłębienia się w historii słynnych polskich morderców, i kiedy „przejem” się już lukrowanymi świątecznymi historiami, z pewnością sięgnę po kolejne podobne historie. W pierwszej kolejności czeka już Katarzyna Bonda i jej „Polskie morderczynie”, a już na styczeń zapowiadana jest książka o moim lokalnym „seryjnym” czyli Wampirze z Zagłębia, która z pewnością pojawi się na mojej półce. 



 
* książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Literanova

poniedziałek, 19 października 2015

C.W.Gortner - "Mademoiselle Chanel"



Christophera W. Gortnera i jego twórczość miałam na oku już wcześniej, planując, że prędzej czy później wezmę się za którąś z historycznych książek poświęconych dawnym monarchiniom. Słyszałam, że to autor porównywany do Phillipy Gregory, która dla mnie jest mistrzynią gatunku. Kiedy więc zobaczyłam zapowiedź jego najnowszej książki – biografii Coco Chanel, wpadłam nieomal w ekstazę i wiedziałam, że to pozycja, którą po prostu muszę mieć.

Coco Chanel to dla mnie kobieta-ikona, która zasługuje na miejsce na piedestale obok takich sław jak Audrey Hepburn, Marilyn Monroe czy Grace Kelly. Ich biografie goszczą od lat na mojej półce, a ja kolejno dodaję do nich nowe pozycje – ostatnio na moją półkę trafiła m.in. biografia Brigitte Bardot. Nie ukrywam więc, że lekturę biografii Chanel (a dokładnie  Coco Chanel. Życie intymne Lisy Chaney) miałam już dawno za sobą i zastanawiałam się, czy Mademoiselle Chanel będzie w stanie zrobić na mnie wrażenie…

Całe szczęście moje obawy okazały się zupełnie bezpodstawne – książka Gortnera jest rewelacyjna. Narracja pierwszoosobowa, w której to sama Coco opowiada nam swoją historię, sprawia, że biografia ta jest czymś zupełnie świeżym i pozwala czytelnikowi zupełnie inaczej odczuwać całą historię. A nie ma co ukrywać, że życie Gabrielle Chanel było niezwykle interesujące – ta porzucona przez rodzinę półsierota, która wychowywała się w surowych klasztornych murach, dzięki własnej odwadze i ciężkiej pracy zdołała osiągnąć sukces o niewyobrażalnych wręcz rozmiarach. Stała się ponadczasową ikoną stylu, mecenaską sztuki i przyjaciółką wielkich tego świata. Plejada nazwisk, jaka przewija się na kartach tej książki sprawia, że czytelnik przeciera oczy ze zdumienia. Opisane są bowiem popołudniowe herbatki Coco i Churchilla, bankiety na których puszczał do niej oczko Salvador Dali oraz podrywający projektantkę Pablo Picasso. Misia Sert, Stawiński i Diagilew czy Cocteau to w oczach Coco nie wielcy artyści minionej epoki ale najlepsi przyjaciele, towarzysze wielu wieczorów przy dobrym jedzeniu i winie.

C.W. Gortner w swojej Mademoiselle Chanel nie tyle przedstawił mi życiorys Coco, co raczej sprawił, że przez prawie 600 stron żyłam jej życiem. Kochała, płakałam i podejmowałam ryzykowne decyzje; spotykałam jej przyjaciół i projektowałam z nią słynne stroje. Pachniałam Chanel No5 i zwijałam się w łóżku z jej psami….
Przez chwilę byłam ikoną.

Sama książka wydana została w sposób bardzo elegancki. Prosta okładka, twarda oprawa i dobre szycie sprawiają, że książkę czyta się bardzo wygodnie i pomimo znacznej objętości nie zamyka się ona i nie jest za ciężka. Do mojego egzemplarza dołączony został wspaniały dodatek w postaci materiałowej torby, na której odwzorowana została okładka. Stanowi ona wspaniały gadżet dla każdego książkofila-ekologa czy fana mody. No i teraz mogę już spokojnie mówić, że mam swoją pierwszą torbę Chanel;)

 * książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Między Słowami