„Klub Matek Swatek” jest lekturą lekką, łatwą i przyjemną.
Ewa Stec specjalizuje się w takich książkach – jej „Romans z trupem w tle”
sprawił, że śmiałam się do łez. Podobnie było z KMS, który miał dla mnie
specjalne znaczenie – na zakup książki zdecydowałam się po tym jak moja mama
przeczytała mi jej opis.
Otóż Beata (jak moja mama) jest matką zrozpaczoną, że jej
już nie taka młoda córka
Ania (muszę pisać jak mam na imię?) wciąż nie ma męża. W
związku z tym postanawia wraz z koleżankami-emerytkami, działającymi w ramach
Klubu Matek Swatek, odnaleźć dla niej księcia z bajki. Obrotne emerytki nie
przewidziały jednak, że Ania sama radzi sobie całkiem nieźle i już pierwszego
dnia po przeprowadzce do wymarzonego mieszkania poznaje interesującego
mężczyznę…a nawet dwóch!
Jak to jednak w życiu bywa do „i żyli długo i szczęśliwie”
nie tak łatwo dojść, w związku z czym nasze bohaterki będą musiały przebrnąć
przez całą masę komplikacji, w które, nie mam co ukrywać, same się wpakowały.
Książka Ewy Stec jest doskonałą receptą na szaro-bure
zimowe popołudnie i jestem pewna, że jeszcze przed nastaniem wiosny sięgnę po
drugą część KSM, w której szalone babcie podbijają Londyn.