„Razem będzie lepiej” to książka, która trafiła w moje ręce
w idealnym momencie. Podczas gdy dookoła wszystkich ogarnęła wiosenna euforia,
mnie dopadła iście jesienna depresja. Nie wiem czy to dlatego, że tegoroczna Wielkanoc
bardziej przypominała Boże Narodzenie czy po prostu nadmiar obowiązków sprawił,
że ostatnie tygodnie najchętniej spędziłabym zakopana się pod kocem, użalając
się nad niesprawiedliwością świata, który każe mi robić coś poza czytaniem i
oglądaniem seriali;) Jojo Moyes przekazała mi szkołę życia, która pozostanie ze
mną na długo.
Główna bohaterka książki jest porzuconą żoną, matką
samotnie wychowującą dwójkę dzieci, z których jedno nie jest nawet jej, oraz
kobietą pracującą na kilka etatów, tylko po to, by zapewnić rodzinie
utrzymanie. Jess, bo tam ma na imię, jest też jedną z najbardziej pozytywnych i
optymistycznych bohaterek literackich, o jakich słyszałam. Kiedy dowiaduje się,
że jej córka - matematyczny geniusz w cekinowych ciuszkach, ma szansę na naukę
w prestiżowej szkole, pakuje całą rodzinę (łącznie z olbrzymim, leniwym i
śmierdzącym psem) do wiekowego samochodu i rusza w podróż na drugi koniec
kraju.
Niestety nie wszystko idzie zgodnie z planem i kiedy wydaje się, że z wyjazdu nici, na
drodze Jess pojawia się niespodziewanie niezbyt przez nią lubiany Ed. Jest on
jednym z pracodawców Jess, który sam boryka się z poważnymi problemami
osobistymi i zawodowymi – jego dotychczasowe życie legło w gruzach. Trudno
powiedzieć kogo bardziej zaskakuje niespodziewana propozycja pomocy i wspólnego
wyjazdu, jednak finalnie Jess, mała Tanzi, nastoletni Nicky, pies Norman i Ed w
roli kierowcy wyruszają we wspólną podróż do Aberdeen.
Nie będę opisywać w jakie tarapaty wpadają oni po drodze i
z jakimi problemami przyjdzie im się zmierzyć, jednak gdzieś w trakcie podróży
wszyscy stają się sobie coraz bardziej bliscy i nabywają cechy współtowarzyszy.
I tak Jess zaraża Eda swoim hiperoptymizmem i niezwykłą wręcz w realiach jej
życia wiarą, że wszystko w końcu będzie dobrze, a sama uczy się od niego, że
istnienie subtelna różnica pomiędzy wiarą w ludzi a totalną naiwnością. Nicky
znajduje sposób na walkę z własnymi demonami, a Tanzi dowiaduje się jak ważne
jest bycie sobą i wiara we własne możliwości.
Książka jest niesamowita – w takcie jej lektury można śmiać
się i płakać niemal jednocześnie. To idealna propozycja w zasadzie dla każdego
i zdecydowanie nie można jej uznać za kolejne babskie czytadło. Osobiście
jestem nią zachwycona i myślę, że jest to jedna z najlepszych książek jakie
przeczytałam w tym roku. Prawdziwe życie, razem z wszystkimi jego bolączkami i
problemami, ale także codziennymi radościami, zostało podane czytelnikowi w
wyjątkowo dobrze skonstruowanej, wielopoziomowej powieści.
* egzemplarz udostępniony dzięki uprzejmości Wydawnictwa
Znak