poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Remigiusz Mróz - "Czarna Madonna"




Remigiusz Mróz po raz kolejny zaskoczył swoich czytelników. Fabuła jego najnowszej powieści niemal do ostatniej chwili owiana była tajemnicą, a zaprezentowana podczas Targów Książki w Warszawie okładka wzbudzała ogromne kontrowersje. Jakże mogłoby być inaczej, kiedy w katolickim kraju wykorzystuje się marketingowo wizerunek Czarnej Madonny i to bynajmniej nie do rozreklamowania dzieła religijnego, a do promocji książki autora kryminałów? Wielu, jeszcze nie wiedząc co dokładnie ma do zaproponowania pisarz, wyrażało opinię o obrazie uczuć religijnych i zdecydowanym „przegięciu” wydawcy.

Czwarta Strona przeprowadziła dla tego tytułu znakomitą akcję promocyjną, przesyłając do zaprzyjaźnionych blogerów fragmenty puzzli tworzących okładkę książki i odsłaniając kolejne tropy, które wzbudzać miały apetyt na najnowszego Mroza. I tak w moje ręce trafił między innymi bilet lotniczy do Tel Awiwu, wyjątkowa mapa lotu, a w końcu niepokojące zdjęcie wnętrza samolotu. Przyznam jednak, że żadna ze wskazówek nie naprowadziła mnie na to, czym tak naprawdę jest „Czarna Madonna”. Biorąc pod uwagę umieszczenie na okładce słynnego jasnogórskiego obrazu spodziewałam się książki w stylu Dana Browna, zaginięcie samolotu sugerowało sensację z elementami katastroficznymi, a tymczasem w moje ręce trafił horror religijny.

Główny bohater, Filip, to były ksiądz, którego narzeczona zaginęła wraz z boeingiem należącym do izraelskiego przewoźnika Air Hibernia, który wylądować miał w Tel Awiwie, a po drodze nagle zniknął z radarów. Co zaskakujące, sygnały z jego nadajnika pojawiły się w kilku miejscach na świecie, w których maszyna nie miała możliwości się znajdować, a które po przeniesieniu na mapę utworzyły heksagram. To jednak dopiero początek niezrozumiałych zjawisk, które wydarzyły się w życiu Filipa.

Remigiusz Mróz spróbował swoich sił w kolejnym już literackim gatunku i zrobił to z wrodzonym sobie talentem do mistrzowskiego wręcz podkręcania wydarzeń i plątania losów bohaterów. Tym razem jednak fabuła powieści zupełnie mnie nie przekonała – nie wiem czy jest to wina nielubianego przeze mnie gatunku, niezrozumiałego zakończenia czy poruszanej w książce tematyki, jednak Czarna Madonna jest w mojej ocenie najsłabszą z przeczytanych przeze mnie powieści autora. Język i tempo powieści nie zmieniło się i w dalszym ciągu czuć tutaj typową dla autora brawurę, pojawiają się charakterystyczne dla niego nagłe zwroty akcji, a kolejne strony przewracają się niemal niezauważalnie, jednak akcja książki wydaje mi się niespójna i chaotyczna.

Czarna Madonna z założenia miała być horrorem religijnym, a autor nazywany był nawet polskim Stephenem Kingiem, mnie jednak nie udało mu się przestraszyć. Nie wiem czy to kwestia wyjątkowo racjonalnego podejścia do otaczającej mnie rzeczywistości i twardego stąpania po ziemi, jednak wszelkiego rodzaju fantastyka – czy to w postaci elfów, wampirów czy demonów – jest mi zupełnie obca i nie działa na moją wyobraźnie. Tutaj potencjał był, jestem wszak osobą wierzącą, jednak takie przedstawienie złych mocy nie do końca do mnie trafia. Nie ukrywam również, że nie bardzo mam ochotę zagłębiać się w tematykę egzorcyzmów czy opętań, które wzbudzają we mnie lekki niepokój i dyskomfort.

Nie mogę również porównać książki do innych dzieł tego gatunku, bo ich po prostu nie znam. W tematyce horrorów jestem zupełnie zielona, nie znam klasyki gatunku czy nowszych bestsellerów. Nie oglądałam nawet filmowego Egzorcysty, a moja książkowa przygoda z Kingiem zakończyła się po przeczytaniu Cmętarza zwieżąt i Sklepiku z marzeniami, po lekturze których doszłam do wniosku, że to nie moja bajka.

Reasumując, Czarna Madonna trafiła w ręce czytelnika, który mimo szczerych chęci nie był w stanie jej docenić. Stanowczo muszę jednak podkreślić, że książka w żaden sposób nie przekracza granic dobrego smaku i nie obraża moich uczuć religijnych. Remigiusz Mróz wykazał się w tej trudnej tematyce sporym wyczuciem, a kwestie związane z wiarą przedstawił w sposób, który nie powinien przeszkadzać żadnemu czytelnikowi – ani temu wierzącemu, ani ateiście. I choć książka z pewnością poszerzyła moje literackie horyzonty, mam nadzieję, że kolejne autor napisze już w dotychczasowym kryminalnym gatunku.


 * książka przeczytana dzięki uprzejmości wydawnictwa Czwarta Strona

www.czwartastrona.pl




6 komentarzy:

  1. Masz rację, książka miała fantastyczną promocję i mimo, że nie lubię horrorów, to sięgnę po ten, bo to w końcu Mróz ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie również nie przekonała "Czarna Madonna" i podobnie jak Ty uważam, że to najsłabsza książka Mroza (w każdym razie jak do tej pory). Skonstruowana jest nieźle, autor dobrze wszystko posplatał, ale historia opiera się na tylu kliszach... Mnie nie przestraszyła (choć raczej się na to nie nastawiałam), a w porównaniu z innymi horrorami wypada blado, nawet jeśli czyta się szybko i przyjemnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie nie mam porównania ale "Czarna Madonna" upewniła mnie, że z tym gatunkiem mi nie po drodze.

      Usuń
  3. Ja "Czarną Madonnę" chyba sobie odpuszczę. Właśnie przeczytałam "Behawiorystę" i bardzo mi się spodobała ta książka. Teraz pewnie sięgnę po pozostałe książki tego Autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie "Behawiorysta" jeszcze czeka w kolejce, podobnie jak "Turkusowe szale" i "Wieża milczenia". Pozostałe książki autora mam już przeczytane.

      Usuń