Remigiusz Mróz po raz kolejny zaskoczył swoich czytelników.
Fabuła jego najnowszej powieści niemal do ostatniej chwili owiana była
tajemnicą, a zaprezentowana podczas Targów Książki w Warszawie okładka
wzbudzała ogromne kontrowersje. Jakże mogłoby być inaczej, kiedy w katolickim
kraju wykorzystuje się marketingowo wizerunek Czarnej Madonny i to bynajmniej
nie do rozreklamowania dzieła religijnego, a do promocji książki autora
kryminałów? Wielu, jeszcze nie wiedząc co dokładnie ma do zaproponowania pisarz,
wyrażało opinię o obrazie uczuć religijnych i zdecydowanym „przegięciu”
wydawcy.
Czwarta Strona przeprowadziła dla tego tytułu znakomitą akcję
promocyjną, przesyłając do zaprzyjaźnionych blogerów fragmenty puzzli
tworzących okładkę książki i odsłaniając kolejne tropy, które wzbudzać miały
apetyt na najnowszego Mroza. I tak w moje ręce trafił między innymi bilet
lotniczy do Tel Awiwu, wyjątkowa mapa lotu, a w końcu niepokojące zdjęcie
wnętrza samolotu. Przyznam jednak, że żadna ze wskazówek nie naprowadziła mnie
na to, czym tak naprawdę jest „Czarna Madonna”. Biorąc pod uwagę umieszczenie
na okładce słynnego jasnogórskiego obrazu spodziewałam się książki w stylu Dana
Browna, zaginięcie samolotu sugerowało sensację z elementami katastroficznymi,
a tymczasem w moje ręce trafił horror religijny.
Główny bohater, Filip, to były ksiądz, którego narzeczona
zaginęła wraz z boeingiem należącym do izraelskiego przewoźnika Air Hibernia,
który wylądować miał w Tel Awiwie, a po drodze nagle zniknął z radarów. Co
zaskakujące, sygnały z jego nadajnika pojawiły się w kilku miejscach na
świecie, w których maszyna nie miała możliwości się znajdować, a które po
przeniesieniu na mapę utworzyły heksagram. To jednak dopiero początek niezrozumiałych
zjawisk, które wydarzyły się w życiu Filipa.
Remigiusz Mróz spróbował swoich sił w kolejnym już literackim
gatunku i zrobił to z wrodzonym sobie talentem do mistrzowskiego wręcz
podkręcania wydarzeń i plątania losów bohaterów. Tym razem jednak fabuła
powieści zupełnie mnie nie przekonała – nie wiem czy jest to wina nielubianego
przeze mnie gatunku, niezrozumiałego zakończenia czy poruszanej w książce
tematyki, jednak Czarna Madonna jest w mojej ocenie najsłabszą z przeczytanych
przeze mnie powieści autora. Język i tempo powieści nie zmieniło się i w
dalszym ciągu czuć tutaj typową dla autora brawurę, pojawiają się
charakterystyczne dla niego nagłe zwroty akcji, a kolejne strony przewracają
się niemal niezauważalnie, jednak akcja książki wydaje mi się niespójna i
chaotyczna.
Czarna Madonna z założenia miała być horrorem religijnym, a
autor nazywany był nawet polskim Stephenem Kingiem, mnie jednak nie udało mu się
przestraszyć. Nie wiem czy to kwestia wyjątkowo racjonalnego podejścia do otaczającej
mnie rzeczywistości i twardego stąpania po ziemi, jednak wszelkiego rodzaju
fantastyka – czy to w postaci elfów, wampirów czy demonów – jest mi zupełnie obca
i nie działa na moją wyobraźnie. Tutaj potencjał był, jestem wszak osobą
wierzącą, jednak takie przedstawienie złych mocy nie do końca do mnie trafia.
Nie ukrywam również, że nie bardzo mam ochotę zagłębiać się w tematykę
egzorcyzmów czy opętań, które wzbudzają we mnie lekki niepokój i dyskomfort.
Nie mogę również porównać książki do innych dzieł tego
gatunku, bo ich po prostu nie znam. W tematyce horrorów jestem zupełnie zielona,
nie znam klasyki gatunku czy nowszych bestsellerów. Nie oglądałam nawet
filmowego Egzorcysty, a moja książkowa przygoda z Kingiem zakończyła się po
przeczytaniu Cmętarza zwieżąt i Sklepiku z marzeniami, po lekturze których doszłam
do wniosku, że to nie moja bajka.
Reasumując, Czarna Madonna trafiła w ręce czytelnika, który
mimo szczerych chęci nie był w stanie jej docenić. Stanowczo muszę jednak
podkreślić, że książka w żaden sposób nie przekracza granic dobrego smaku i nie
obraża moich uczuć religijnych. Remigiusz Mróz wykazał się w tej trudnej
tematyce sporym wyczuciem, a kwestie związane z wiarą przedstawił w sposób,
który nie powinien przeszkadzać żadnemu czytelnikowi – ani temu wierzącemu, ani
ateiście. I choć książka z pewnością poszerzyła moje literackie horyzonty, mam nadzieję,
że kolejne autor napisze już w dotychczasowym kryminalnym gatunku.
* książka przeczytana dzięki uprzejmości wydawnictwa Czwarta Strona
Masz rację, książka miała fantastyczną promocję i mimo, że nie lubię horrorów, to sięgnę po ten, bo to w końcu Mróz ;d
OdpowiedzUsuńZawsze najlepiej sprawdzić samemu! Miłej lektury:)
UsuńMnie również nie przekonała "Czarna Madonna" i podobnie jak Ty uważam, że to najsłabsza książka Mroza (w każdym razie jak do tej pory). Skonstruowana jest nieźle, autor dobrze wszystko posplatał, ale historia opiera się na tylu kliszach... Mnie nie przestraszyła (choć raczej się na to nie nastawiałam), a w porównaniu z innymi horrorami wypada blado, nawet jeśli czyta się szybko i przyjemnie.
OdpowiedzUsuńJa właśnie nie mam porównania ale "Czarna Madonna" upewniła mnie, że z tym gatunkiem mi nie po drodze.
UsuńJa "Czarną Madonnę" chyba sobie odpuszczę. Właśnie przeczytałam "Behawiorystę" i bardzo mi się spodobała ta książka. Teraz pewnie sięgnę po pozostałe książki tego Autora.
OdpowiedzUsuńU mnie "Behawiorysta" jeszcze czeka w kolejce, podobnie jak "Turkusowe szale" i "Wieża milczenia". Pozostałe książki autora mam już przeczytane.
Usuń